Świetna zabawa i wsparcie układu ruchu. Dziecko trzeba położyć na dużym kocu, a następnie owinąć kocem ciało (oczywiście oprócz głowy). Huśtawka; Dziecko powinno wejść do dużego koca, którego końce są mocno trzymane przez rodziców. Taką huśtawkę należy już tylko rozhuśtać, ale tylko do stopnia akceptowanego przez malca.

Witam, moja 1,5-roczna córka nie rozumie, co się do niej mówi i również nie mówi. Może opiszę co potrafi, a czego nie. Dodam tylko, że dziecko po skończeniu roczku zostało posłane do prywatnego żłobka, ponieważ musiałam wrócić do pracy. Niestety to też zapewne miało ogromny wpływa na opóźnienie jej rozwoju, ponieważ spędzałam w pracy po 9/10/12 godzin 5 razy w tygodniu, co oznacza, że dziecko również spędzało tam po 10, a nawet 14 godzin. Jeśli chodzi o rozwój motoryki, potrafi chwytać różne przedmioty, wkłada kolorowe kubki – kubek w kubek wielkością (od największego do najmniejszego i tak samo potrafi ułożyć z nich wieżę od największego do najmniejszego). Widzę, że gdy zamiast czwartego bierze trzeci, nawet nie próbuje go wkładać, bo od razu zauważa, że to nie będzie pasowało i natychmiast szuka czwartego. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie rozpoznaje liczb na kubeczkach – pewnie robi to pod względem wielkości. Ostatnio próbuje układać też klocki. Kiedy pierwszy raz pokazałam jej, jak karmić na niby misia plastikową łyżeczką, od razu załapała o co mi chodzi i powtarzała ten gest, przy czym nie zawsze trafiała misiowi do pyszczka –czasem w głowę, czasem w oko, ale rozumiała o co mi chodzi. Natomiast nie rozumie mnie, gdy pytam: "Gdzie jest miś?". Bawi się piłką, rzuca ją do mnie i do męża. Na hasło "Gdzie jest kuli kuli – piłeczka?", rozgląda się po pokoju i szuka jej. Córka do 17 miesiąca nie chodziła, a raczkowała. Chodziła jedynie trzymając się łóżka, ściany lub za rączkę. Kiedy ją puszczałam siadała na podłodze i strasznie się bała i płakała... jakby miała lęk. Psycholog stwierdziła, że to na tle psychologicznym, brak poczucia bezpieczeństwa, bo jest tyle w żłobku, nie ma stałego rytmu dnia, brakuje jej bliskości matki. 1,5 miesiąca temu zrezygnowałam z pracy i żłobka, żeby się nią zająć. Poczyniła ogromne postępy w ciągu jednego miesiąca – chodzi samodzielnie od 2 tygodni. Wchodzi sama na krzesełko do karmienia, łóżka itp. (to robiła też już wcześniej). Ściąga skarpetki i próbuje je założyć (nie umie odpowiednio złapać, żeby naciągnąć, wiec wykonuje skarpetką tylko taki jakby ruch zakładania, to samo z bucikami), wykonuje też ruch czapką jakby chciała ją założyć, ale nie umie odpowiednio jej chwycić. Kiedy czesze ją szczotką, bierze ją i też próbuje się czesać. Pomaga mi ścielić łóżko. Wyrzuca kuleczki z kartonu i wrzuca je z powrotem. Wkłada kułeczka wielokrotne na drążek. Boi się jednak rzeczy związanych z ruchem (może to z braku poczucie stabilności i równowagi, w końcu bała się chodzić sama w obawie przed upadkiem), nie chce się huśtać (choć u dziadków kilka razy się bujała i cieszyła tym), kręcić na karuzeli... Widzę, że bardzo się wtedy spina, jakby się bała i zaczyna płakać. Jeśli chodzi o mowę i rozumienie, to mówi "ga-ga, da-da, ta-ta, ku-ku, gu-gu, ba-ba, da-da" i kilka innych. Nigdy natomiast nie wypowiedziała jeszcze "na-na" czy "la-la", choć kiedyś próbowała układać usta do "la", patrząc jak ja to robię. Przed pójściem do żłobka mówiła też "ma-ma", początkowo nieświadomie, później, np. kiedy płakała patrzyła na mnie i mówiła "ma-ma" lub "me-me", więc wydawało mi się, że wie do kogo się zwraca. Podczas uczęszczania do żłobka nagle przestała mówić "mama" zupełnie. Na słowa: "Gdzie jest mama?", "Gdzie jest tata?", nie reaguje, tzn. nie pokazuje, choć ostatnio patrzy w stronę męża, jak mówię "tata". Jednak już sama nie jestem pewna, czy wie o co chodzi. Nie wskazuje niczego palcem. Próbuję ją uczyć. Biorę jej paluszek i pokazuje, mówiąc daną rzecz, jednak na razie nie ma reakcji. Czasem mówię, niosąc jedzenie: "Nadia będzie robić am... am am am". Już widzę, jak czeka na jedzenie, ale nie powie "am". Nie wskaże palcem, kiedy chce jej coś dać i pytam: "Czy to?". Kiedy widzę, że chce pić, czasem stawiam picie gdzieś wyżej i mówię: "Powiedz 'pić'. Chcesz pić? Powiedz daj", a ona tylko stoi i "wyje", bo chce to dostać. Jednak kiedy zje kasze, przynosi mi butelkę. Reaguje na słowo daj i daje daną rzecz. Z tym, że nie wie co daje, bo kiedy leży kilka rzeczy i powiem: "Daj łyżeczkę", nie da. Daje jedynie to co ma akurat w rączce, nie wiedząc pewnie nawet co trzyma. Ostatnio idziemy i razem wyrzucamy do śmietnika zużytą pieluszkę. Nie mogę jej nauczyć pokazywania – rozróżniania rzeczy, zabawek (kojarzy piłkę i pieska). Kiedy mówię: "Kaczka... kaczka robi 'kwa kwa'. Nadia, gdzie jest kaczka?", i pokazuję jej palcem "ka-ka", weźmie ją, ale widzę, że nie kojarzy, bo kiedy ją położy i pytam ponownie, gdzie jest kaczka, nie wie. Ostatnio udało mi się ją nauczyć jedynie, gdzie jest piesek. "Piesek 'hau hau', gdzie piesek?" – wtedy próbuje naśladować "hau", z tym, że u niej to "auuu", i chodzi, szukając go. Jak znajdzie, przychodzi z nim w rączce. Jednak na dworze zdarza jej się powiedzieć "auu" nie tylko na psa, który przechodzi obok, ale i na przelatującego czy chodzącego ptaka (być może muszę ją nauczyć wielokrotnie powtarzając: "Nie to nie 'hał', to ptaszek. Ptaszek robi ćwir". Ogólnie rzecz ujmując, widzę, że wielu rzeczy nie rozumie, a próby nauczenia jej kończą się fiaskiem, ponieważ nie chce się zbyt na tym skupić. Tylko, kiedy się tym zainteresuje (jak pieskiem, bo spodobało jej się "hał"), potrafi się nauczyć. Nie umie pokazać, gdzie jest noga, ręka, oko, nos. Czasem na misiu pokaże, jak zapytam gdzie jest oko ,ale nic poza tym. Przegapiłam moment sprzed pół roku, kiedy była zainteresowana sobą w lustrze – może wtedy był dobry moment. Kidy pokazuje, biorąc jej paluszek, moje oko i mówię: "Oko, mama ma tu oko", puszczam i pytam: "Gdzie mama ma oko?", a ona łapie mnie za rzęsy, jakby to bardziej skupiało jej uwagę. Potrafi zrobić "kosi-kosi", bawi się w "akuku". Do tej pory nie potrafi zrobić "pa-pa", jednak mówi. Kiedy mąż czy ktokolwiek wychodzi, podchodzi do drzwi i krzyczy "pa-pa, pa-pa". Czasem zdarza jej się tak porostu mówić "pa pa" podczas zabawy czy spaceru. Bardzo ładnie je. Nigdy nie miała problemów z jedzeniem. Mimo że ma tylko dwie dolne jedynki (bardzo późno zaczęły wychodzić jej ząbki, pierwszy w wieku 14 miesięcy, tak samo jak u mnie, kiedy byłam dzieckiem. Jednak od tamtej pory nie idą następne. Mamy teraz wizytę u dentysty, zobaczymy co powie), to je biszkopty, radzi sobie z jabłkiem czy paluszkami. Je praktycznie wszystko co jedzą dzieci w jej wieku. Jestem na etapie uczenia jej jedzenia łyżeczką i powili będę uczyła picia z kubka. W nocy budzi się czasem raz, a czasem nawet 5 razy z płaczem. Nie wiem, z czego on wynika. Dostaje pić, przekręca się i śpi dalej, jednak myślę, że nie zawsze chodzi tu o pragnienie. To ja chyba uspokaja. Wcześniej takim "uspokajaczem" był smoczek, ale teraz go odpycha, jak daje jej kiedy płacze w nocy. Nie chce też wtedy, żebym ją przytuliła i też się odpycha. Zasypia w swoim łóżeczku przy mojej obecności w pokoju. Jednak w środku nocy, kiedy płacze, zabieram ją do siebie do łóżka, bo to ją uspokaja. Myślę, że największym moim błędem było puszczanie jej od 5 miesiąca życia bajek – piosenek z internetu. Co prawda, nie mówi, ale potrafi dobrze powtórzyć po swojemu daną melodię, np. "Panie Janie" (przy czym jest do "nia nie nia nie, nia nie nia nie... dadadadadada dadadadada... pam pam pam") czy "Z popielnika na Wojtusia" lub inne melodie. Bardzo dużo rzeczy też jej nie uczyłam, bo wydawała mi się wciąż za mała, a później po powrocie do pracy nie było zbyt wielu okazji do nauki czegokolwiek ze względu na moje długie godziny pracy. Kontakty społeczne ma bardzo dobre. Lubi się przytulać, czasem daje buzi, jak się jej powie: "Daj buziaczka", lubi się bawić w różnego rodzaju ganianie, przekomarzanie. Kiedy przychodzi do nas ktoś nowy potrzebuje chwilę, żeby się oswoić i później jest wszystko normalnie. Nawet przytuli się do tej osoby. Lubi inne dzieci, na dworze się za nimi ogląda, idzie w stronę dzieci. 1,5 miesiąca temu byłam z nią u Pani psycholog, ale mówiła, że przez jakieś dwa, trzy miesiące trzeba dziecko uczyć i z nim przebywać. Jeśli nie będzie znacznej poprawy w chodzeniu i nauce, mam wrócić na diagnozę i czekać w kolejce na terapię. Uważam, że nawet, jeśli to nie zaburzenia ze spektrum autyzmu, powinnam działać jak najszybciej, żeby zadbać o jej prawidłowy rozwój. Bardzo Panią proszę o odpowiedź, jak Pani ocenia rozwój mojej córeczki. Chciałam skorzystać z wymienianych przez Panią metod, tylko nie wiem od czego zacząć. Myślałam o "Słucham i uczę się mówić" na słuchawkach (nie wiem czy nie będzie ich wyciągała). Najpierw "Samogłoski i wykrzyknienia", następnie "Wyrażenia dźwiękonaśladowcze" i także "Kocham czytać", również układanki lewopółkulowe oraz szeregi i sekwencje. Nie wiem tylko do końca, jak pracować z dzieckiem na programie "Słucham i uczę się mówić". Czy w zestawie jest jakaś instrukcja? Tak samo w szeregach i sekwencjach. Bardzo proszę Panią o odpowiedź również taką samą jak na stronie na mojego e-maila, bo obawiam się, czy odnajdę odpowiedź w gąszczu porad. Pozdrawiam, Kamila Szanowna Pani, rozwój mowy Pani córeczki jest rzeczywiście opóźniony, ale z opisu jej zachowań nie skłaniałabym się w stronę diagnozy autyzmu. Córeczka stara się naśladować i chce się uczyć, co dobrze rokuje, jeśli chodzi o nabywanie mowy. Proszę kontynuować naukę gestu wskazywania palcem, bardzo dobrym pomysłem jest wprowadzenie programu słuchowego "Słucham i uczę się mówić". Do programu dołączona jest instrukcja, więc nie powinna mieć Pani problemów z wprowadzeniem go. Na początku terapii, dzieci "buntują się" przeciwko słuchaniu w słuchawkach, ale to niezwykle istotne, by program nie był odtwarzany z tzw. wolnego pola. Dlatego słuchawki "pchełki" nie sprawdzają się; nie izolują dźwięków z otoczenia i nie są dla dzieci wygodne. Myślę, że warto, by skorzystała Pani z pomocy terapeuty Metody Krakowskiej (lista certyfikowanych znajduje się na stronie chociaż znam rodziców samodzielnie pracujących w domu, to jednak pierwsze etapy terapii warto prowadzić pod okiem specjalisty. Z poważaniem, Magdalena Gaweł

Najczęstsze objawy robaków u dzieci to bóle brzucha, biegunka, wzdęcia, wymioty, osłabienie, drażliwość, brak apetytu, a także zgrzytanie zębami oraz sińce pod oczami. Jednak każda z chorób pasożytniczych objawiać się może nieco inaczej. Owsica objawia się przede wszystkim swędzeniem w okolicach odbytu, zwłaszcza wieczorami. Drodzy rodzice. Dzisiaj napiszę trochę o zjawisku, z którym się pewnie każda mama spotkała. Mianowicie o urokach zadawanych małym dzieciom. U mnie w Wielkopolsce zwie się to "ociotowaniem". Nie, to nie pomyłka. Notka będzie poświęcona zjawisku zabobonów, które pomimo XXI wieku są wciąż żywe. Niektórzy nie wierzą w takie rzeczy, jak zadawanie uroków dzieciom, inni są przekonani o prawdziwości takich zjawisk. Może zanim przedstawię najpopularniejsze z dziwnych rytuałów wciąż odprawianych nad dziećmi wyrażę swoje stanowisko. Nie wierzę w to. Byłam świadkiem takiego odczynania, a dziecko okazało się chore na epilepsję, jednak mając kilka miesięcy nie mogło dać w jednoznaczny sposób o tym znać. To, że istnieją ludzie z tzw. złą energią jest akurat naukowo udowodnione, więc nie będę się tu roztkliwiać na tym temacie. Może dzieci są na ich wpływ bardziej narażone - nie wiem. Doceniam spuściznę ludową, ale nie rozumiem odczynania uroków przy dziwnym zachowaniu dziecka, zamiast zabrania go do lekarza. I nie mówię tu o lekarzu pierwszego kontaktu, czy pogotowiu. Nie mam zaufania do wszelakich "znachorów" i niekonwencjonalnych metod. A jednak... moja prababka była wiejską szeptuchą. Ponoć umiała urok zadać, jak i go odczynić. Może istnieją jakieś niezrozumiałe mi sposoby odpędzania złych mocy, ale ludzie, eksperymenty na własnych dzieciach? Nie zrobiłabym czegoś takiego. O co tak naprawdę chodzi? Wyobraźcie sobie sytuację. Dziecko z pozoru zdrowe, radosne, wesołe - nagle zaczyna płakać wniebogłosy. Bez przyczyny. Rodzice próbują wszelakich sposobów, aby ukoić maleństwo, ale nic nie działa. Albo inna sytuacja - na spacerku z wózkiem, jakaś pani mówi: "O jakie śliczne maleństwo!" - po powrocie do domu dziecko zaczyna krzyczeć, prężyć się, bez powodu. Wówczas do akcji wkraczają ciocie, babcie czy sąsiadki, które mówią: "Przelej wosk, pomoże! Idź po czarcie ziele! Woda święcona, to jest to!" Oto najpopularniejsze sposoby pozbycia się "złych uroków", które "grożą" małym dzieciom: *Czerwona wstążeczka - często połączona z wizerunkiem Matki Boskiej - przyznaję bez bicia, sama taką miałam. Ma ona ponoć chronić przez zadaniem uroku, odpędzić zły wzrok. Połączenie pogańskiego zwyczaju z religijnym wydaje się być szalonym pomysłem, jednak jest to najbardziej powszechny, tradycyjny rytuał ochronny. Ale nie jest lekarstwem i metodą na rozwiązywanie problemów! *Przelanie wosku - ułożyć należy brzozowe gałązki w kształcie krzyża, nad główką dziecka. Lejąc wosk na gałązki, ponoć mamy zobaczyć to, czego boi się dziecko, ten rytuał ma pomóc oczyścić się dziecku z lęku. Idealny sposób na poparzenie maluszka, nie ma co ;/ *Spluwanie w 4 strony świata - towarzyszy ono "słonemu czołu" - które jest nieodłącznym znakiem uroku. Zastanówcie się, czy jak dziecko jest całe spocone od krzyku, nie będzie miało słonego czoła? To oczywiste. Zatem należy zlizać ową sól i splunąć najpierw za siebie, następnie przed siebie i na boki. * Kąpiel w czarcim zielu/żebrze, inaczej liść ostrożenia (nazwa w zależności od regionu) kupuje się w aptece, Jeżeli różne farfocle w kąpieli pływają, to znaczy, że klątwa wychodzi. Że dusza i ciało dziecka się oczyszcza. A to, że tworzy odurzające, wg niektórych zielarzy halucynogenne opary, to już nic takiego, tak? ... *Kąpiel w wodzie święconej, takiej wziętej z kościoła - chyba nie istnieje bardziej zanieczyszczona bakteriami woda, niż ta. Jeżeli ktoś jest wierzący, to niech poprosi o poświęcenie wody z własnego kranu, w której tak czy siak dzieciątko się kąpie... *Rozbicie surowego jaja pod łóżeczkiem dziecka. Mmmm, poezja zapachowa wręcz, zwłaszcza, że trzeba poczekać, aż się popsuje... * Zakaz wstępu dzieciom na cmentarz do 1 roku życia - po przywlecze za sobą pokutujące dusze. Mój mały faktycznie dostawał szału na cmentarzu, ale tłumaczę to sobie raczej tym, że się nudził w wózku. *Niedopuszczanie, by światło księżyca padało na łóżeczko - bo księżyc jest be, zwłaszcza w pełni... Faktem jest skłonność do aktywności przy pełni księżyca osób nań podatnych, wielu z nas cierpi wówczas na bezsenność, więc dzieciątko nie ma prawa? *Przetarcie buziuni dziecka czymś ślubnym - chusteczką, którą miałyśmy ze sobą, koszulką, skrawkiem sukni czy welonu; słyszałam jeszcze wersję z koszulą nocną. * Nie pozwalanie, by ktoś zaglądał do wózka - no nie wiem jak inne mamy, ale wara obcym od mojego dziecka i mojego wózka, bez znaczenia, czy chce rzucić urok, czy nie ;/ *Przeklęcie wiedźmy - czasem słyszy się, zwłaszcza na wsiach, że jedna z pań ma w sobie COŚ. Owym CZYMŚ sprawia, że dzieci płaczą na jej widok, zyskuje jakże niechlubny przydomek wiedźmy. Należy wówczas w myślach przeklinać na taką czarownicę, życzyć jej wszystkiego najgorszego - wówczas dziecka nie tknie. Hm. Mój synek swojego czasu zakumplował się z sąsiadką ponoć mającą takie uroki w sobie. Nic mu nie było. Oprócz tego, że co rusz dostawał albo słodkości, albo złotóweczkę na cukiereczka ;] Napiszcie proszę, co sądzicie o tego typu czarach. Spotkaliście się z nimi? Może jeszcze słyszeliście o jakichś, których ja nie znam? Jestem ciekawa Waszej opinii. Jeśli urok został rzucony na jedną rzecz, wówczas wystarczy, że zawiesisz na nim malutką, czerwoną wstążeczkę. Musi ona być umieszczona w widocznym miejscu. W ten sposób możesz łatwo odbić rzucony urok, który wraca do tego, kto go rzucił. Sposób 2: Ziele Ostrożenia inaczej zwane Czarcim Żebrem jest magiczną rośliną, która służy do ściągania uroków ja to nazywam ZŁYM OKIEM. Od wieków wierzono, że ma ono wielką medycynie Słowiańskiej wierzono i wierzy się, że odpędza i ściąga z nas uroki, zło życzenia. Jest również ziołem leczniczym zawiera dużo garbników jak i minerałów pomaga na wiele schorzeń, jak każda roślina posiada określoną moc i energię jednak dzisiaj opiszę wam te magiczne dla swoich czytelników napisałam dość ciekawy rytuał sporządzania wywaru sposób ten jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Tak zwany urok najczęściej jest spowodowany zazdrością lub złym okiem. Powiedzenie to wzięło się z czasów, kiedy wierzono, że na np. ktoś ma w sobie dar, chociaż ja bardziej powiedziałabym, że nie dar a przekleństwo złego spojrzenia, wiązanie czerwonych kokardek itp. na rączkach niemowląt lub w gospodarstwach domowych w przysłowiowej Żebro stosuję się często w przypadku małych dzieci, kiedy na przykład nasze maleństwo co dzień o tej samej godzinie i przez taki sam czas zaczyna przeraźliwie płakać podejrzewać możemy, że jest rzucony urok. Na tym przykładzie postaram się opisać krok po kroku przygotowania do jednak dodać, iż my dorośli tez możemy stosować taki sposób oczyszczenia, gdy podejrzewamy, iż takie złe oko mogło się skupić na nas. Tutaj jak najbardziej polecam, jest to bardzo bezpieczne czyszczenie całego syfu nagromadzonego w naszej drodze przez może parzyć tylko jedna osoba i tylko ona może przeprowadzić cały rytuał tak żeby nikt absolutnie tego nie widział Czarcie Żebro doprowadza się do wżenia a następnie zostawia na kilka minut. Do wanny lub wielkiej miski (tutaj najlepiej wybrać coś większego) przelewa się cały wywar przez gazę lub pieluchę i dodajemy odrobinę wody następnie rozpoczynamy kąpiel należy obmywać ciało zaczynając od czubka głowy jak i resztę ciała ok 10min po tym czasie, jeśli wszystko poszło, jak trzeba w wodzie pojawią się czarne drobiny z których następnie wyjdą jak by okropne paprochy które będą widoczne gołym etapem rytuału i chyba najważniejszym jest wylanie takiej wody. Robi to od początku do końca ta sama osoba należy taką wodę wynieść niezauważonym na rozstaje drogi i tam w trzy strony świata to powinno wyglądać jednak w dzisiejszych realiach w czasach blokowisk i pryszniców jak i wanien musimy ufać, że po wyjęciu korka z wanny też to na rozstaje dróg dopłynie. Wylewania na rozstajach już nikt raczej nie stosuje, jednak, gdy ty mój czytelniku masz takie możliwości to jak najbardziej polecam dokończenie oczyszczenia według starych zapisków kochani opisałam tu przykład uroku rzuconego na dziecko, ale i u osób starszych również bardzo często się to dzieję złe sny bóle głowy zawroty o tych samych godzinach regularnie no i nagły pech to również objawy rzuconego uroku (złego oka)Często występuje też tak zwana zmora senna uczucie duszenia nas przez kogoś w nocy nie mam tu na myśli paraliżu sennego tylko wszystko to co się dzieję ma swoją regularność wtedy polecam kąpiel w tej starej tradycji. Nie ma się czego tutaj bać. Wiele starszych ludzi często tak kiedyś się wspomagało. Warto oczyszczać swoje wnętrze, ale i zewnętrzną naszą powłokę, którą ja nazywam naczyniem byłabym sobą gdybym nie wspomniała tez o modlitwie. Nie jest ona wymagana jednak, gdy odczuwasz strach możesz wezwać na pomoc swojego Anioła Stróża. To powinno dodać WywarPowodzenia Kamila Jasnowidz Alergia na pyłki u dzieci nie jest łatwa do rozpoznania, szczególnie gdy dziecko ma mniej niż 3 lata i testy alergiczne nie są w pełni wiarogodne. Jakie objawy mogą wskazywać, że dziecko ma alergię na pyłki? Alergia na pyłki u dzieci - objawy. Objawami alergii na pyłki u dzieci są: napady kichania; wodnisty wyciek z nosa; łzawienie Sfera wierzeń magicznych towarzyszyła kulturze ludowej od zawsze. To niezwykle istotny składnik światopoglądu i egzystencji ludu, który obecnie znajduje się w fazie zaniku. Kultywowana przez setki lat „tradycja magiczna” odchodzi powoli w niepamięć, wraz z powolnym wymieraniem najstarszych mieszkańców wsi. Magia ludowaFolklor magiczny jako składnik kultury ludowejMoc słowa i czynu w folklorze magicznymSkładniki światopoglądu magicznegoMagia w relacjach – uroki na LubelszczyźnieMagia w relacjach – zamawiania i magiczne formułyMagia w relacjach – laleczkiInne zabiegi magiczne – relacje z LubelszczyznyPostacie związane z magiąZachowania magiczne związane z cyklem życia ludzkiego i światem przyrodyRozmówcyLiteraturaMagia ludowa Magię rozumieć można jako zespół praktyk i technik opierających się na specyficznym światopoglądzie, celem ich jest spowodowanie pożądanych zmian w otaczającym świecie. Działania te charakteryzują się wysokim stopniem zrytualizowania wynikającym z potrzeby wsparcia ich przez moce „innego świata”. Praktyki magiczne, czyli czary uprawiały zarówno osoby szczególnie do tego predysponowane (posiadające w opinii społecznej niezwykły dar – moc sprawczą, osobliwą znajomość technik magicznych), takie jak czarownice, czarodzieje, wróżbici, jak i zwykli ludzie, którzy zgodnie z tradycją i przekazaną im wiedzą o świecie stosowali magię we wszystkich sytuacjach życiowych i codziennych zajęciach – pieczenie chleba, rozpoczęcie orki, zbiory plonów, polowanie, hodowla inwentarza itp. Magię stosowano również w okolicznościach pewnego zagrożenia – w niebezpieczeństwie, obliczu klęsk żywiołowych, chorób, w przełomowych momentach życia jak chrzciny, małżeństwo, śmierć itp. Dawała złudzenie kontroli nad światem, życiem, różnymi zjawiskami. Magia ludowa polega na założeniu istotnego związku pomiędzy człowiekiem a światem zewnętrznym, na wierze w możność oddziaływania na przyrodę przez odpowiedni system praktyk. Jeśli owe praktyki przedsięwzięte są we właściwym miejscu i czasie, za pomocą skutecznych w tym celu przedmiotów, i z zachowaniem koniecznej formy, wtedy pociągną za sobą pożądane następstwa. Współcześnie magia jest pewnym rodzajem świadomości społecznej i w dalszym ciągu spełnia w obrębie doświadczenia potocznego ważną funkcję systematyzującą i wyjaśniającą. Folklor magiczny jako składnik kultury ludowej Folklor magiczny to najgłębszy pokład i najstarszy czynnik kształtowania wzorów życia, współżycia z ludźmi i naturą, wyraz wszelkiej działalności będącej także aktem kulturowym. Towarzyszył on zawsze człowiekowi w różnych okolicznościach życia, tak osobistego, jak i gospodarczego oraz społecznego, stwarzając iluzję panowania nad nieznanymi siłami poprzez rytualne słowo i działanie; specyficzny dla określonych okolicznościowych aktów zamówieniowo-zaklęciowych, polegających na odwróceniu zła (czarna magia) i przyswojeniu dobra (biała magia), choć czasem celem było osiągnięcie efektu odwrotnego. To nieodłączny składnik kultury ludowej, towarzyszący mieszkańcom wsi od zamierzchłych czasów. Magia ludowa jest pewnym pozatechnicznym działaniem na świat zewnętrzny, a więc na człowieka, zwierzę, roślinę czy przedmiot. Oddziaływanie to może być bezpośrednie i wówczas mówimy o magii naturalnej lub pośrednie – przez wezwanie czy też zmuszenie do działania sił demonicznych, które następnie wywołują pożądany skutek. Magia naturalna jest bardziej pierwotna i prosta, magia oddziałująca na duchy jest już formą wyższą, opierająca się na koncepcji świata rządzącej przez siły ponadnaturalne. Światopoglądu ludowego nie można oczywiście w całości nazwać systemem magicznym, ale niektóre jego elementy czy płaszczyzny kontynuują magiczną wizję świata. Należy do nich niewątpliwie słowo wypełnione mocą. Słowo, które jest bytem realnym, ma realną moc oddziaływania na świat fizyczny – może powodować w nim zmiany, stwarzać nowe stany rzeczy. Światopogląd magiczny przypisuje słowu moc kreacyjną – jest ona konsekwencją ontologicznego statusu słowa i charakteru jego związków z rzeczywistością. Moc słowa i czynu w folklorze magicznym Zaklęcia, zamawiania, uroki i inne zabiegi, zawierały olbrzymie przekonanie o wartości słowa, jego boskim i cudotwórczym pierwiastku. Owa magiczna część folkloru często była wiązana z zabiegami leczniczymi, sprawami miłosnymi, zapobieganiem różnych niechcianych sytuacji itp. Były to wypowiedzi z samej zasady zastrzeżone, dla wybranych – czarodziejów, wróżbitów, znachorów, „mądrych bab”, przekazywane pod warunkiem zachowania tajemnicy, zazdrośnie chronione jak wszystkie pierwotne zabiegi magiczne. W związku z ich tajnością, niewiele dostało się do materiałów etnograficznych, to chyba nadal najmniej zbadana cząstka folkloru. Lud uważał, że same słowa, a nawet myśli mogą osiągnąć zamierzony skutek. Skuteczność danej akcji magicznej zostaje wzmocniona dzięki temu, że przy jej wykonywaniu jednocześnie opisuje się ją lub wyraża w słowach. Taka niezachwiana wiara w moc słowa prowadzi do rozwoju wszelkiego rodzaju zamówień. Wypowiedź magiczna posiada trwałą spójność wewnętrzną, wygłaszaniu słów towarzyszy wiara w ich siłę sprawczą, czyli wiara w zamawianie. Lecz tekst słowny w folklorze magicznym to tylko część pełniejszego scenariusza, któremu jest podporządkowany, z kolei cały obrzędowy scenariusz podporządkowany jest określonej, konkretnej sytuacji. Wykonawca rytualnej roli, przewidzianej w scenariuszu, w mniemaniu własnym i powszechnym w danej społeczności, obdarzony jest władzą kreatora – oczekiwano, iż po wykonaniu aktu nastąpi spodziewana zmiana (przestanie bądź zacznie padać deszcz, opuści człowieka określona choroba lub lęk itp.). Ów scenariusz znamienny jest dla starych wierzeń i zwyczajów, obecnie z braku wykonawców zanika. Z całego scenariusza szanse przejęcia może mieć tylko rytualny śpiew, akceptowany ogólnie jako motyw folkloru, odpowiadający też modą kultury pop. Dzieje magii ludowej to także historia poszukiwania skutecznych technik i środków zaradczych. Czasem zabieg „zaczarowania” odbywał się bez słów, zawarty był w samym scenariuszu magicznych działań, kiedy indziej cała moc sprawcza zamykała się w wypowiadanych słowach, którym nie towarzyszyło żadne działanie. Te zamówienia można określić jako psychotropowe, działające uspokajająco na psychikę ludzką. Osoba, o której sądzono, że dysponuje „specjalnymi” mocami raczej nie zatrzyma burzy ani nie sprowadzi deszczu, ale człowiek mógł pokładać w tym akcie jakąś nadzieję, szukać w nim pewnego uspokojenia, wierzyć, że jest jakaś szansa. Było to o wiele lepsze niż poczucie niemocy i bezradności. Są również wypowiedzi przystosowane do leczniczego działania, które wpływają na psychikę jednostki porażonej strachem. Jeśli dana osoba po przodkach odziedziczyła sprawną sztukę magii, wówczas we własnym scenariuszu stosowała równocześnie sprawczą siłę wypowiadanych słów i sprawczą technikę, np. nastawiania nogi, wierzyła w skuteczność tego związku. Zamówienie na przestrach niemal całą swą moc opiera na słowach, a więc musiały to być słowa wyposażone w siłę sprawczą, mogące rzeczywiście uspokoić przestraszonego, skoro tak długo utrzymały się w tradycji. Wypowiedzenie słowa w praktyce magicznej jest jednoznaczne z przywołaniem nazwanego. Z tego powodu pewne kategorie słów zostają objęte tabu, aby przez nieuwagę nie sprowadzić nieszczęścia do świata realnego, ludzkiego. Składniki światopoglądu magicznego Wierzenia – najkrócej ujmując wierzenia są to poglądy i wyobrażenia utrwalone w mitach o istotach i zjawiskach nadprzyrodzonych, obecnych w przyrodzie i rządzących nią, decydujących o ludzkim życiu i losie. W polskich wierzeniach ludowych wątki chrześcijańskie łączą się z elementami wcześniejszego, magicznego, fantastycznego pojmowania świata, racjonalna obserwacja łączy się z niczym nieskrępowaną wyobraźnią. To poglądy i przekonania o występowaniu w przyrodzie i życiu ludzkim zjawisk nadprzyrodzonych. Gdy poglądy zgodne są z zasadami wyznawanej religii, wtedy mówimy o wierzeniach religijnych, jeśli natomiast zachodzi niezgodność, mówimy wtedy o wierzeniach magicznych, przesądach lub zabobonach. Pierwiastki wierzeniowe odgrywają w każdej kulturze ludowej, w każdym folklorze rolę niesłychanie doniosłą, bez ich znajomości niezwykle trudno zrozumieć świat owych kultur. Wierzeniu zazwyczaj towarzyszy jakaś wskazówka, która mówi, co należy zrobić, aby osiągnąć jakiś wynik realny. Wierzenia dotyczyły różnych sfer życia człowieka. Dzięki nim próbowano w pewien sposób tłumaczyć i interpretować rzeczywistość. Częstokroć połączone z nimi działania magiczne miały zapobiegać bądź też odwracać skutki ingerencji sił nadprzyrodzonych. Zabobony i gusła to wierzenia i praktyki, relikt magicznego myślenia i działania, uprawiane przez jednostki i grupy społeczne, uznawane za przejaw tradycjonalizmu, niskiego poziomu wiedzy i rozwoju kulturalnego, potocznie określane jako „ciemnota”. Zabobonem jest np. wiązanie czerwonych tasiemek od uroków czy stosowanie cierni, smoły, kredy i wody święconej w walce z rzekomymi czarownicami. Zabobony wynikały ze specyficznego pojmowania świata, który często był niezrozumiały, próbowano więc w jakiś sposób go ogarnąć i usystematyzować, aby móc choć w niewielkim stopniu zapobiegać niepożądanym sytuacjom. Przesądy to potoczne, irracjonalne, nieusystematyzowane, chaotyczne poglądy, wyobrażenia, oceny, zakazy i nakazy, utrwalone w stereotypie, przyjmowane bardzo stanowczo i bez należytego uzasadnienia, niepoddające się racjonalnej argumentacji, niesprawdzalne empirycznie, oparte na błędnych przesłankach i wnioskach, zazwyczaj niezgodne z faktami. W kulturach tradycyjnych przesądy wynikały ze swoistej wizji świata i interpretacji rzeczywistości. Były nieodłącznym, fundamentalnym elementem wiedzy ludowej, w której empiria łączyła się z magią, rzeczywistą wiedzę i racjonalną obserwację weryfikowały wierzenia i mity. Zdolność oceny związków przyczynowo-skutkowych była więc ograniczona. Zachowania i praktyki, które dziś można uznać za przesądne, miały zapewniać ludziom realne korzyści, wywierać wpływ na siły przyrody, zgodnie z nimi współistnieć, kontrolować rzeczywistość i usuwać z niej czynniki niekorzystne dla człowieka – czary, uroki, nieszczęścia. To nieusystematyzowane wyobrażenia, oceny, poglądy przekazywane w wiedzy ludowej z pokolenia na pokolenie. Przesądy wykraczają poza właściwy danej kulturze zasób doświadczeń i rygory logiki, nie stanowią rezultatu przyjęcia konsekwentnego systemu światopoglądowego, religijnego czy magicznego. Praktykowanie przesądów uśmierza lęki przed siłami niedającymi się opanować ani zrozumieć lub ma na celu pozyskanie z realnym skutkiem przychylności tych sił. Sądy i zachowania określane jako przesądy w odróżnieniu od obrzędów nie muszą się przejawiać publicznie i uroczyście, dlatego więc nie podlegają nigdy pełnej kontroli społecznej. Przesądy ujawniały się niemal w każdym aspekcie życie codziennego, były stałym elementem kultury, przyjmowano je bezkrytycznie, niejako automatycznie, bez głębszego zastanawiania się nad ich autentycznością bądź fałszywością. Magia w relacjach – uroki na Lubelszczyźnie Uroki to różnego rodzaju formuły słowne, gesty i różne irracjonalne praktyki, wynikające z myślenia i działania magicznego, a przede wszystkim wiary w magiczną moc słowa, spojrzenia, mogące rzekomo wywierać wpływ na ludzi, zwierzęta, rośliny, świat zewnętrzny. Znane powszechnie powiedzenia „rzucać urok”, „zauroczyć”, „zadać urok” oznaczają niezwykłe, wywołane przez uroki stany fizyczne, psychiczne i emocjonalne. W tradycyjnej medycynie ludowej uroki uważane były za główną przyczynę wielu chorób u ludzi i zwierząt. Tradycja ludowa dysponowała wielkimi zasobami środków i sposobów przeciwdziałających urokom, znanych jako „odczynianie uroku”. Należą do nich różne formuły słowne, odliczanie „na wspak”, przekraczanie chorego przez pierworodne dziecko, różne praktyki magiczne z użyciem rozpalonych węgli wrzucanych do wody, roztopionego wosku, okadzanie dymem z poświęconych ziół itd. Ludzie mogą świadomie lub nieświadomie rzucać urok poprzez spojrzenie, niektórzy mieli również „ciężką rękę” – szkodzili przez dotyk. Według podań osobą mogącą rzucać urok staje się najczęściej dziecko, które zostało odstawione zbyt wcześnie od piersi i nie potrafiło przystosować się do nowego sposobu pobierania pokarmu, więc na powrót było karmione piersią. Kiedy dziecko stawało się urokliwe A to babcia ta zawsze mówiła, jak dziecko pierś ssie jest odsadzune i późni jak jeszcze płacze i matka mu da z powrotem, to jest takie dziecko, które późni jest urokliwe. Tak starsze ludzie mówiły. Ja tak powtarzum takie rzeczy, co kiedyś usłyszałam. [Marianna Gajda, Zabłocie, 2010] Najczęściej zauroczenie dokonywało się poprzez „złe spojrzenie” osób, które w społeczności wiejskiej znane były ze swych właściwości, dlatego starano się ich unikać. Tak, to, to, te uroki. To mówią to ślipy, ślipie takie ma co już z nim to się lepiej nie spotykać, nic nie mówić, bo jak ozionie ślipiami człowieka to jus, to trudno, to albo choroba będzie, albo jaki upadek w domu, to tego […]. Tak, to, to ludzie wierzyli w to, bali się, no bo. A, a może wtedy było takich… takich, co się nie bali i osukiwali drugich. Ale te, na tych wierzeniach, to, to, to tak było. To naród żył z tym. [Czesław Maj, Motycz, 2011] No były nieraz takie też była tutaj taka niedaleko mieszkała u nas kobieta, która po porostu urzekała. Jak weszła na podwórek, ona może tego nie chciała, ale jak tylko mówiła tak: Yyych, ale prosię – ona przeważnie lubiała wchodzić do obory i na cielę, na prosięta patrzeć jak były małe. Zaraz zdechło. Ona odeszła i zaraz zdechło. Że latało zdrowe i o, tego. Tak hyknęła, to ja byłam koło studni, takich boleści dostałam, że się wiłam z boleści. [Maria Gleń, Zakręcie, 2011] Podejmowano również starania, mające na celu zapobieżenie zauroczeniu, w tym celu zakładano ubranie na lewą stronę, „żeby było coś na opak”: Ubranie zakładane na lewą stronę chroniło od uroków Na opak to tak sio robiło, jak dziecko żeby nie urzekło, jak kto takie mioł ocy, to brało sio bluzke, przewrócone, sfeter czy coś na te innu strune, to już nie urzykł. Dziecko to dziecko obłucył żeby kto nie… [...]. Tak to sio przewlokło bluzecke czy tam sukienecke na lewu strune i juz ze urok nie złapał. Było to było, tak obłucyły, jak dzieci wynosiły, jakiś tom sweterek czy coś, żeby nikt nie urzykł, bo kiedyś to bardzo w te urzeki wierzyły, urzeki, że to jak płakało, to ktoś urzykł. To jak wynosiły dzieci, jak miało coś przewlecune, to że nikt nie urzeknie. To było, to już pamiątum. [Wacława Wiczołek, Bobowiska, 2010] W mniemaniu ludu jednym z najlepszych i najbardziej rozpowszechnionych zabiegów chroniących przed urokami było wiązanie dziecku czerwonych wstążek: Czerwone wstążeczki chroniły od uroków Czerwune wstunżeczki to od uroku, żeby nie urzec, takie w warkocze. E to tak zaplatały, tera cie nikt nie urzeknie. […] w warkocze, w warkoczyki, każdy mioł kokardki ładne, czerwieniuchne. Teraz cie nie urzeknie nikt. Każdy nusił cerwune. Ale nosiły, zaplatały. Tak mówiły: O już teraz cie nie urzeknu!. Kiedyś to każde dziecko miało warkoce, dziewczynka to już zaplatono była, mało tako. Każdy zaplatał, wstążeczki wplatał i tak chodziły. [Wacława Wiczołek, Bobowiska, 2010] Również pewne czynności, jak np. wylewnie wody po kąpieli dziecka czy zbieranie suszonych ubranek dziecięcych, należało wykonywać przed zachodem słońca, gdyż w przeciwnym razie można sprowadzić na dziecko urok: Czynności wykonywane przed zachodem słońca […] jak dzieci kumpały, to wody nie wylewały przed zachodem, tylko jeszcze jak słunko było na niebie, bo też mówiły, że uroki dziecko łapie, ale jak to było, to nie robiłam, to nie wiem, ale wiem że tak było. A to tych, jak się uprało takich z dziecka takich to już po zachodzie to już po zachodzie to nie zbirało się, to babka zawse, tylko już wisiało przez noc i na drugi dzień zebrone były, jak nie zebrane były to po zachodzie już się nie zbierało tych szmatów. […] A no bo mówią, że na dziecko już to działało, no. [Cecylia Wójtowicz, Wólka Kątna, 2011] Aby nie zauroczyć dziecka lub zdjąć z niego urok, starano się „przenieść” go na jakiś inny obiekt, najczęściej zwierzę, zazwyczaj psa, stąd mawiano „na psa urok”. Na psa urok A jak zobaczyła dziecko: A na psa urok! Brzydalu ty! Taki brzydki, tfu, fu jesteś, brzydki! Ło tak żeby cie nie urzeknąć, splunęła tak tfu, to nieładny był zwyczaj, ale. To na psa urok najpierw, żeby na psa urok był, a nie na dziecko, ale tam nie urzekły, nie! [Janina Woch, Wólka Kątna, 2009] Możliwe było również przeniesienie uroku na drzewo – należało wówczas w nowiu księżyca obwiązać chustą zmoczoną wydzielinami chorego (krwią, potem) pień, a drzewo przejmie chorobę. Na działanie uroku, co wnioskować można już z powyższego materiału, najbardziej narażone były dzieci. Dodatkowo na podstawie przeżyć własnych lub swoich najbliższych potwierdzają to informatorzy: Kobieta rzuciła na mnie urok W urok to wierzę, bo mnie urzekła jedna kobieta. Jeszcze byłam panienką, to mnie chłopcy przynieśli prawie na rękach do domu mojego. Wie pan? Nosiliśmy i patrzyła się ta kobieta i już tam ludzie wiedziały. Jeszcze moja koleżanka mówi: Pokaż jej język, bo cię urzeknie. A ja tam nie wierzyłam w żadne gusła. Mówię coś ty? Ja bym język starszej pani od siebie pokazywała? Jakie wychowanie, by powiedziała ja mam? – Ale zobaczysz, będziesz miała boleści brzucha zara. Bo już mnie oziorała – mówi – raz. A mówi: Jak się patrzy na ciebie. Ja pare kroki, Boże! Na wymioty mnie, brzuch boli, a ja przecie nie mogę zwymiotować, brzuch. Jezu kochany. Chłopaki pod rękę mnie, to była niedziela, do domu mnie przyprowadziły. Na podłodze mnie, na chodniku położyli w pokoju i: Ratujcie ma, ratujcie Janowa córkę, bo umiera. Ratujcie. – A co? – A widziała ją ta i ta o kobita. I zaraz powiedziały, że: Będzie ją brzuch bolał. Oziorała ją. No i co? Mamusia zawołała starszego brata ode mnie, trzy razy przeszedł przeze mnie i splunął za każdym razem i nie oglądać się trzeba. I przeszedł, i wody święconej i mi dała się napić, i brat mnie przeszedł trzy razy. I jak ręką odjął. Było tak, to była prawda. To w to wierzę, bo doświadczyłam na swoim ciele, na sobie. To było tak, że i kwiatek urzekła, iii co tam w oborze było urze, urzeczone było i tak było, no. [Janina Woch, Wólka Kątna, 2011] Zauroczenie małej dziewczynki Wiesia była tako niedużo, ile miała, może cztery latka, może pińć. […] Pojechaliśmy do Garbowa, ubrałam ją w tego, to było w tygodniu, ale ubrałam ją w taką aksamitową sukieneczke miała bordową, wyszywaną, kokarda na głowie, w no rzymkach, skarpetkach. Wzięła ju ciotka Stacha, wzięła ju poszła nad staw z niu. Poszła nad staw. My później z pola przychodzimy, a łona leży, śpi, ale tako była spocuna i okręcuna sznurkami. Jo się pytamy: co się stało? A łon teściowa mówi: „Poszła Stacha z nią na staw, szła Jędrejkowo, i mówi: Stacha czyjeż to takie ładne dziecko?” – Jak przyszły z nju, jak się zaczeła drzeć, to jej nie mogły rady dać. I ta babcia nawiunzała sznurków, okręciły tymi sznurkami i usneła i to przeszło. Ale tako była spocuno jak nie wiem. No to takie rzeczy. [Marianna Gajda, Zabłocie, 2010] Sąsiadka urzekła moją córkę Była taka sąsiadka, która do mnie po mleko przychodziła, no to urzekła mi moją córkę. Córka miała dwa latka. Wybieraliśmy się do kościoła i, a zawsze moja córka to taką ma jasną do dziś karnację, buzię ma taką jaśniutką, a tu czarne oczy takie piwne i tutaj takie włoski miała ładne, kręcone loki, a jeszcze ja jej uszyłam taką sukieneczkę czerwoną w białe kropeczki, naprawdę jak aniołeczek tak wyglądała. I ta przyszło po mleko. I mówi: Yych, jak ty ślicznie wyglądasz. Ona zabrała mleko i wyszła, to dziecko no piszczało od godziny dziewiątej do pierwszej po południu. Nic nie pomagało. Nie poszliśmy do kościoła z mężem, przyszedł sąsiad, pomagał bawić, nosiliśmy na ręcach, nic nie pomagała. I takaż znowu starsza pani mówi tak że: Weź, znajdź – mówi – oj masz tam – mówi – mieszka niedaleko znajduszka. To znaczy, że nie ma ojca prawda. Panna miała dziecko i to ta dziewczynka. Mówi: Zawołaj ją i niech weźmie na ręce i splunie i coś tam powie. Ja zapomniałam, powinnam była zapisać, ale człowiek był młody, miał te osiemnaście, czy dwadzieścia lat, no to nie przywiązywał wagi. I tylko ta dziewczynkę nie mogę zwołać, ona ma dziesięć lat, jak to dziecko, bawiła się, no wreszcie. Irciu, Irciu – wołam ją. Do dziś żyje, ona w Łodzi mieszka ta Ircia. I tego, i wołam ją. Przybiegła – Co pani chciała?. Ja mówię weź – mówię – Alinkę na ręce i tak i tak powiedz i weź tak spl, chuchnij i spluń. I ona to zrobiła, a ona mówi: Irciu, a gdzie ty byłaś?. Od razu dziecko, no od razu zdrowe się zrobiło. To było autentycznie u mnie po prostu w domu, na podwórzu takie rzeczy były. Także ludzie kiedyś mieli jakieś coś w oczach, że, czy w słowie, czy w oczach, że urzekali. [Maria Gleń, Zakręcie, 2011] Powyższe fragmenty relacji sygnalizują ważną kwestię – w jaki sposób można zwalczyć działanie uroku. Zabieg taki zwany odczynianiem jak również zamawianiem, realizuje się poprzez czynności magiczne mające na celu unieszkodliwienie czegoś lub kogoś. Wiedzę na temat metod odczyniania posiadały zazwyczaj osoby starsze – tzw. mądre babki, zielarki, a czasami nawet kobiety, które podejrzewano o bycie czarownicami. Jednym z bardziej znanych sposobów odczyniania uroków było przechodzenie (trzykrotne) nad chorą osobą przez pierworodne dziecko w rodzinie: Pierworodne dziecko może odczynić urok […] to jak pierwszy, kto się urodzi, to te uroki odczynia. Przechodzili przez niego i tak spluwali trzy razy, trza było przez to przejść dziecko i te uroki odeszły. Tak mówili stare, dawniej. I tak było, bo jak ten teścio, Leszka, nie wiem którego złapały uroki, to on tak robili, tak teścio mój robili i przeszło. […] A uroki złapały, to krzyczało, no nie wiadomo co się zrobiło, człowiek się bał, przestraszył się i to mówiły, że to uroki, albo jakieś urzeknięcie, niektórzy tak mówili, że jakieś urzeknięte jest. […] Tak przechodzenie i spluną, pamiętam jeszcze moja mama, to była pierwsza i łuna zawsze mi łopowiadała, że ju wołały i łuna przechodziła przez to dziecko i tak się spluwa. To to pamiętam. Ale i mojego chłopaka, któregoś nie powiem którego, czy Leszka czy Darka, to teścio przechodzili, u nas o tu. [Kazimiera Gawron, Wólka Kątna, 2011] Przechodzenie przeciw urokom No to jak kogoś uroki złapały. To ja pamiętum, tu sąsiadka, to tego to ja przechodziłam z lewej strony na prawu trzy razy. […] No ona wtedy jakiś boleści dostała. I to wtedy tak... Miały takiego psa suchego i podobno ta tego psa zabiła i późni ju takie boleści ujeły. Pierwszu z rodzeństwa, a ja byłam pierwsza. To pamiętum to było w lecie. Łona leżała pod jabłunku i kazały mi przechodzić, to ja taka nie duża jeszcze i tak z lewy struny na prawu, trzy razy. Nie wiem, czy to pomogło? [...] Ona leżała, bo boleści miała. Boleści miała i leżała. Po prostu tak, aż przytomność straciła. I łony zawołały mnie, żeby te uroki odczynić i tak z lewy struny na prawu. [Marianna Gajda, Zabłocie, 2010] Wierzono również, że poza pierworodnym dzieckiem w odczynianiu uroku pomóc może również dziecko, które urodziła matka będąc jeszcze panną. Podobną moc miała mieć również dziewczynka, u której nie wystąpił jeszcze okres. Znanym i często stosowanym sposobem w walce z urokami było również okadzanie: Okadzanie przeciwko urokom A włosy to, co tak miarkowały kadziły, to święcunu wodu pokropiały. [...] Troszki włosów, żeby zapalić i że to pumogało, ja tego nie pamiątum, ale tak było. […] Jak dziecko płakało czy coś, to przyszła do mieszkania, przyszła urzekła. Może to co i miało. [...] Chore może było. I takie ziela były takie tom zapalały, poświęciły, podymiły koło tego dziecka i że to pomagało. To to było, jo to pamiętum. […] to nie było tu takiej, żeby się tu tego, tylko w dumu, jak tak uznały, że urzeknięte, to odczyniały dymem tym, kadzeniem, kadzeniem. Włosy albo ziele święcone. [Wacława Wiczołek, Bobowiska, 2010] Stosowano również zamawianie uroków za pomocą specjalnych modlitewek, które często pozostawały tajne i przekazywane były z pokolenia na pokolenie, rzadko trafiając do obiegu społecznego. Jedna z takich modlitewek brzmi następująco: Modlitewka na odczynianie uroku A uroki to też zamawiają. Moja mama umiała te uroki zamawiać. [...] No te zamowe, to bardzo krótka modlitewka jest. To mówiła tak: Obłoki, obłoki zabierzcie z tego dziecka, tam imie musiała wymówić, te uroki, chłopskie pod czapeczke, babskie pod czepeczek, żydowskie pod warkoczyk. Proszę Matkę Boską do pomocy!. I to przeżegnała i to trzy razy tak. I zdrowaś Mario i znowu trzy razy to samo. [Bronisława Polak, Stary Majdan, 2011] Pomocne były również pewne rekwizyty – uważano, że zauroczonej osobie może pomóc „coś ze ślubu”: Coś ze ślubu zapobiegało urokom Były, były sposoby inne, bo jak tam nieraz ktoś ślubne coś jeszcze jak było, to, to ślubnym tym o tak krzyż zrobili, obkręcili wkoło i to tak ło. I to też pomagało. Coś ze ślubnego, co ślub się brało. [Janina Woch, Wólka Kątna, 2011] Takim rekwizytem o magicznej mocy sprawczej było również końskie chomąto, przez które przekładano osobę będącą pod wpływem uroku: Uroki rzucali, moja bratanica po ciotecznym bracie opowiadala, że na nio urok rzucili, był rzucony urok i ona zachorowała, to tak ten urok trzeba było odczynić. […] To tato nakładał chomąt i na konia, i jechał, ten chomąt był aż spocony i ona musiala przez ten chomąt spocony koński przeleźć, to wtedy byla zdrowa. Tak ona mi opowiadala, że takie uroki rzucali kiedyś. [Jan Ignaciuk, Dańce, 2011] Oprócz ludzi zauroczeniu ulegały również zwierzęta gospodarskie: Niektóre tak jak świnie to takie były ciekawe, jak to mi świnie rosły, to poszły do chliwa, taki był człowiek niektóry, że nie można go było puścić do chliwa, bo jak spojrzoł na świnie, to świnie jak wariaty się zrobiły, skikały przez płoty, ucikały, a takie był Stacho Jaśków, to wiom, że tak zawsze mówił, że u Smoloka tu tu tego Tadków, to też takie miały, że nie było na nich płota, ale godo, Tadkowo, una tyż taka była gaśnica, zawołała go i mówi: Choć zoboczysz te świnie, co nasze świnie wyrabiają!. I poszedł a uny płot taki wysoki jak prawie jemu po szyje i fiust i go ni ma. I późni ja zaczunem godo pluć na nich takie świnie puśta niech lecu. I mówi późni leżały za jednu desku i urosły nie wiadomo kiedy, no widzis to to pamiętam, to u nas się to dzioło w nasy wsi, no. [Cecylia Wójtowicz, Wólka Kątna, 2011] Odczynianie zauroczonych krów Mieliśmy dwie krowy, wyprowadziłam w pole, jeszcze tam z półtora kilometra. I kiedyś się sadziło po burakach groch, tak tylko buraki w rzundki, tak w poprzek się sadziło. Poszłam tego grochu sadzić, a ona [sąsiadka] sadziła tam. I ona się mnie pyto: Nie macie wy czasem wody, bo mi język całkiem spuchł? – mówie mum. Ale łuna tak przyszła ty wody się napiła i tak mówi: Oj te krowy to musi – a łuny były na koniczynie powiunzane una mówi – te krowy to musi po wiadrze mlika dadzu, bo w koniczynie stoju!. Ja mówie – ile maju tyle dadzu! Łuna zabrała się i poszła do dumu. Myślisz, że te krowy jadły? Nie jadły, ryczały. No i tego posadziłam, zagnałam do dumu, nie mogłam nastarczyć za niomi. Przygnałam do dumu. W południe doić. Ani jedno, ani drugo nie da do siebie dostumpić. Siadłam pod jednu – jak trzepneła wiadro, poliwać przestała, bo to poliwone było. Trzy dni rześmy się mordowali i mamusia i tatuś, bo to krowy dostały. No nic nie radziło. Mojego dziadka babcia w Garbowie to ona zamawiała. […] I łon poszedł, pojechała w niedzielu [...] mówi babciu tak i tak. Czekoj jo ci nawiąże sznurków! No i wis co, ta babcia mnie chciała nauczyć. Umarła w sierpniu, a ja w czerwcu piełłam buraki i przyszła ta babcia do mnie i mówi: Czekaj Maryś jo cie Maryś naucze wiązać węzełków. A jo wtedyśmy mieli mularzy i jo mówie – babciu nie zawracać mi głowy! Jo chce dziś buraków dopleć, kiedy indzi. A mieli ci taku zapaske, jak to kiedyś była takie ze lnu zgrzewne, takie dłuzieńkie troczki. [...] Na rence, na sznurek, na rence, jak ci poprzekładała, dwadzieścia cztery jeden od drugiego w taki łodległości. I wtedy dziadek przywiózł te sznurki i mówi: Weź tak po wymionach i zawiunż im na grzbiecie. I tak zawiunoł. […] Popatrz siadłam pod jednu pod drugu, wydoiłam, nie ruszyła się. I wierze. W to to wierze. [Marianna Gajda, Zabłocie, 2010] Znano również inne metody mające na celu uzdrowienie zauroczonych zwierząt: Odczynianie zauroczonych prosiąt Jak ktoś urzekł prosięta, to się badało to rzucało się takie węgle z drzewa, tam szło się do chlewika, rzuciło się takie węgle z drzewa [do szklanki wody] i jak te węgle poszły do dna, to znaczy że ktoś świnię urzekł. I wtedy małe prosięta, to się brało takie spodnie męskie i przez nogawicę się przesadzało na opak właśnie trzy razy, a jak już prosięta były takie większe i nie mieściły się to się z tymi spodniami trzy razy na opak obchodziło ich. [Elżbieta Wójtowicz, Wólka Kątna, 2009] Rzucanie żarzących się węgli na wodę służy rozpoznaniu uroku, wykryciu osoby, która rzuciła urok, albo stwierdzeniu czy dane chorobowe objawy należy przypisywać urokowi. Woda, w której zgasły węgielki zostaje zużyta do obmycia „uroczonego” lub podana jest do wypicia. Aby zdjąć urok ze zwierzęcia wykorzystywano również magiczną moc, jaką w mniemaniu ludu posiadały wianeczki z ziół wite w okresie Bożego Ciała. Wianuszki palono, a dymem okadzano chore zwierzę. Wianuszki pomagają chorym zwierzętom Jak do ocielenia go mąż zawołał, to później nie dała cielęciu ssać, ani wydoić się tylko przednimi nogami na ścianę wyłaziła i tak beczała przeraźliwie, nie daj Boże, myśli pan, przelękliśmy się, ale mój mąż to wiedział, że on ma, mówi: To paskudne oczy ma, po co było go było wołać. I co zrobić? No i co zrobić? Tak samo, okadzona była wianuszkami, te co, rozchodnik ten co ja mam te wianuszki tam w pierwszym tym jak to w Boże Ciało, co w wiankowy czwartek to się święci, to rozchodniku tego ukrzyć na w pudełeczko jakieś i zapalić i krowę po, okadzić jo trzy razy w koło wymienia. I przeszło panie iii i ani, bo ona nigdy nie kopała i ona nigdy nie na ściany nie wyłaziła. Tylko to były takie… [Janina Woch, Wólka Kątna, 2011] Natomiast aby chronić bydło przed rzuceniem uroku, przy pierwszym wiosennym wypasie wianeczki zakładano na rogi: Magiczna moc wianeczków Wianeczki były robione i jak te wianeczki to jak krowy się wyganiało pierwszy raz po zimie, to te wianeczki były i żeby miały krowy na rogach te wianki, bo znaczyło, że jak ktoś bedzie szed, to spojrzy na wianki, na wianek najpierw, a później na krowę, to nie urzeknie. Tylko pierw na wianek, a potem na krowę. [Czesław Maj, Motycz, 2011] W Zabłociu (gmina Markuszów), aby uzdrowić zauroczone zwierzę, stosowano zabieg okadzania wymion dymem z zabitej łaski: Okadzanie zabitą łaską A znowu jak zabiły łaskę, jak szczur takie coś, to nazywała się łaska, jak złapały te łaskę, to jak tam krowie spuchło to wymie, to kadziły tu łasku okadziły troche i to wymie miało zelżeć. […] Ususzyły i zapaliły ogień, na takim blaszce i tą łaskę trzymały nad tym i ten dym z ty łaski szedł na to wymie i to się wszystko miało rozejść. To to to jesce moja babcia robiła, nie to tylko moja, nie to, że druga, odczyniała, to się nazywało, że odczyniała, kadziły, te uroki odczynili, ale czy to miało znaczyć to nie wiem na sto procent, bo byłem mały, ale takie to było. [Henryk Pacek, Zabłocie, 2011] W sposobach zabezpieczania przed urokami i ich leczeniu dostrzec można kontaminację różnych wpływów i tradycji – dawnych wierzeń pogańskich, swoistej wiedzy i medycyny ludowej oraz tradycji chrześcijańskiej (święcona woda, znak krzyża, modlitwa do świętych). Wszystko to w mniemaniu ludu stanowić miało skuteczną broń przeciwko otaczającym człowieka nadnaturalnym złym siłom, w które na równi z istnieniem dobrych wierzyli dawni mieszkańcy wsi. Magia w relacjach – zamawiania i magiczne formuły Zamawianie zmierza do usunięcia zjawisk negatywnych, w przeciwieństwie do zaklęcia, czy zaczarowania. Najczęściej stosowane jest podczas chorób tak ludzkich, jak i zwierząt. Funkcjonują tu słowne formuły magiczne, a słowo uznawane jest za czynnik zasadniczy, skuteczny – gdy jest właściwie wypowiadane. Zamawianiami najczęściej zajmowali się znachorzy, znawcy medycyny ludowej, wtajemniczeni przez poprzedników w łagodną magię zamówień, często dziedziczoną od rodziców, bądź najbliższych krewnych. Magiczne formuły słowne zamówień niekiedy połączone z pewnymi symbolami religijnymi – znakiem krzyża, modlitwą, prośbą o wstawiennictwo patrona – połączone są prawie zawsze z gestami, czynnościami: dmuchaniem, spluwaniem przez ramię, paleniem, nakłuwaniem itp. Zaklęcia miały najczęściej na celu przeciwdziałać złu – chorobom, nieszczęściom, czarom, urokom zwierzęcym i ludzkim, mogły przynosić też różne pożytki – zaklinano np. na dobrą pogodę, urodzaj. Przynieść mogły także skutek negatywny – czarownice za pomocą zaklęcia potrafiły np. odebrać mleko krowom sąsiadek. Bywały również wyrazem kary, sankcji, np. rodzinnej, religijnej. Często osoby potrafiące zamawiać były ostatnią deską ratunku, do nich zwracano się z pomocą: Zamawianie wścieklizny No i to było ciekawe do dziś dla mnie. Był człowiek. Nazywał się Zawada Maciej, w Sporniaku. I ten człowiek skąś nauczył się i zamawiał wścieklizne. Przecież to dzisiaj to się śmiać chce z tego i na… to lekarze, i zastrzyki, i tego, a wtedy nikt nigdzie nie chodził, bo nie było lekarzy i tego. To pamiętam, że u nas tam przychodził taki sąsiad, ojcu pomagał w robocie. To jeszcze przed wojną gdzie, w Starej Wsi tam. Mały byłem. I przyszedł rano, gryzły się psy w nocy. Jakieś tam psy, bo tych psów było pełno po wsi. To nikt nie szczepił tego, ni co. No, ale na, nasz ten pies był kudłaty, on wziął te, te włosy zaczął mu rozgardywać, zobaczyć te rane, tego. A on z bólu złapał za rękę, przejął, krew się zaczęła lać. No, trzeba do Zawady iść. To ja się pytałem później – jak to było? To piętnaście minut przez zachodem słońca trza było być. I on wstał, a ten pacjent jego siadał na stołeczku i coś odmawiał z książki z jakiejś. I trzy razy trzeba było się za nim przeżegnać. To poszedł ten na, na wieczór to mówi: „Dziś jeszcze prześpisz się u mnie na strychu, tam w, w tego, na słomie, a rano, jeszcze piętnaście minut przed wschodem słońca jeszcze zrobim ten zabieg”. I jeszcze się tam odmodlił nad nim. No to możemy powiedzić, że były gusła. Ale nikt nie zachorował na wściekliznę jak on zamawiał. To przecież ten człowiek by na swoje sumienie nie brał, że może mi się uda, a może mi się nie uda. On zamawiał każdemu. Nie wiem. Syna, syna jego pytałem się to: „Eee, to – mówi to – co tam dziadek. Nieprawda to. Bajki były”. Zbył mnie. Nie, nie chciał powiedzieć nic. Ale przecież takie rzeczy to powinno się przekazać komuś. No, jak na przykład to jak yyy… krwotok był, człowiek skaleczony był, cy wypadek jakiś to zalecali odmawiać taką modlitewkę: „Niech ta krew ustanie, jak woda w Jordanie, kiedy Pana chrzcili”. I trzy razy splunąć przez lewe ramie. Że to wtedy krew się tamowała. No, tak było dawniej. [Czesław Maj, Motycz, 2011] Dawniej porywisty i niespodziewanie wiejący wiatr uznawany był za przyczynę chorób, a jego wywoływanie i działanie przypisywano siłom demonicznym. Mawiano wtedy, że wiatr „trącił” człowieka. Często w zamawianiu upatrywano jedynego skutecznego sposobu wyleczenia osoby „owianej” przez wiatr: Zamawianie gdy wiatr trąci Moja mama to umiała zamawiać, nie powiem że nie. To do niej dużo ludzi przyjeżdżało. […] przychodziła do mojej mamy, bo ją wiater trącił, taki wir, jak lata, i tak na niego naszła, czy na nią naleciał, bo ten wir jak lata to wie pani. I ten wir naleciał, wykrzywiło ji buzie mocno. I ona wiedziała, że ta Gusika, to była Gusowa, dała mamie, i ona przyszła i mówiła może ty masz, bo zobacz. Ślina jej bez przerwy z buzi leciała, tak. No i mama mówi, ja mam ale na pamięć tego nie umiem, bo się nie uczyłam i wzięła czytać z ty książki z ty zeszytu co ji przepisała, nad nią, mówi może ci pomoże, bo to koleżanki jakieś tam były. I poszła ta kobita do domu. Następny raz mówi: Już mi ślina nie leci!. A to leciała bez przerwy, buzia tak była wykręcona. I pani trzy razy przyszła, buzia się naprostowała. Jak już trzeci raz przyszła mówi popatrz. Tak. To jak wiater podwiał, to tak ja wiater. I to byli te zamowy, jak mama zmarła i to Nawrotowa wzięła to spaliła. Spaliła, bo mówi sprzuntała, bo mama była z bratową u syna razem. A to co mnie nauczyła, jak jeszcze żyła, to to zostało... [Bronisława Polak, Stary Majdan, 2011] Do jednych z bardziej znanych zamówień należą te stosowane na przestrach. Uważano że przestrach spowodować może jakieś zdarzenie, bądź najczęściej zwierzę, pies, kogut itp., którego przestraszy się człowiek, najczęściej małe dziecko. Ważną i często stosowaną metodą pozwalającą zwalczać przestrach było palenie rośliny zwanej przez lud przestrachem i okadzanie nią: Okadzanie dzieci od przestrachu [...] tom kadziły pamiątum takie było ziele, przestrach się nazywał, to jak się szło do Wunwelnicy, to tom na skarpie to tam tego było. Ja się znałom, u nas jakby była staro chałupa, to jeszcze bym ci wyjona i pokazała, ale jak rozebrały, zepsuły, zmarnowały można powiedzieć. Ale jakbym tak mogła jak kiedyś chodzić, to jeszcze może bym napotkała przestrach, bo jo też taki byłam przestrach, przestraszuna, czy czego się bojałam, to nie pamiątum, tylko babka mnie zawse kadzili tom przestrachem, a to to takie były przestrach ten takie były szyszki kolunce, tak jak te, nie wiem czy ty widziałaś, te co te takie macki rosły, uny tak rosły, i u nas teraz nie ma, a pirw to tak były, na piwnicy były takie długie jak, a maćki to są okrungłe, to mnie babka, a gdzieś się przes…, a to sio psa zlakło, przestraszyło się, potem się bojało, abo tom rozmaicie było [...]. A to nie poznałaś się, że uno przestraszune, a to poznało się, bo tom się czegoś bojało, psa się bojało, to tom jakiegoś człowieka się bojało, że uno czegoś się boi przestraszune jest. [Cecylia Wójtowicz, Wólka Kątna, 2011] Z rośliny robiono również wywar do picia, dodatkowo noszono przy sobie wełnę owczą, która miała odwzorowywać stan zdrowia przestraszonego: Przestrach – to wim, że łod serca jest dobry. Zaparza sie herbaty trzy łyżeczek, czy sie kadzi. To ziele to rośnie w leśsie. A w Kraśniku, to sami kobiety wpierw sprzedawali, a tera ja nie wim. Chory na przestrach tak wygląda, że nie wiadomo, jaki człowiek jest. Zrywa sie w nocy, szed by gdzieś. Jak chtoś tym zielem go uratuje, to dopiro jest dobrze. Dochodzi do przytomności, wi co mówi, co robi, jak śpi, jak żyje. Leczenie – to ziele przestrach pić i wełne z owiec jednocześnie przykładać. Dzie chto chce. Czy na piersiach, czy po tyle, aby niedaleko serca. I nosić trzy dni, czy tam dziewińć dni. Późni odjąć ji spalić. Jak byńdzie mocno przestraszony, to będzie tak zbita jak sukno, jak towar – ta wełna. Tylko nie trza ji rozdzirać, bo byndzie wchodziło w rynce. Tylko łodjuńć ji spalić ju. Nie wyrzucać a spalić! Ji łuna z człowieka wyciungnie. Bo człowiek na łoczy nie bedzie móg dobrze widzieć, jak wystraszuny taki. [Feliksa Kiełbowicz, Zdziłowice, 1975, TL] Często łączono sprawcze działanie wypowiadanych słów z czynnościami magicznymi i gestami, a całość działania magicznego powinna odbyć się w ściśle określonym miejscu. Ta swoista kumulacja bodźców zapewnić miała powodzenie magicznego zabiegu: Zamawianie przestrachu u dziecka Byłam raz we Włodawie, do okulisty siedziałam w kolejce, ale tam przyszli ludzie dwoje też do okulisty, ta żona była też do okulisty, no i dziecko przyjechali wypisać ze szpitala, bo dziecko leży w szpitalu już tyle dwa czy trzy tygodnie i przywiązują dziecko do łóżeczka, bo dziecko taki ma strach, boi się tak. I tak łopowiadają mnie to i tam inne panie słuchają […]. Ja słucham, słucham i mówie do tej pani […] pani, mówie ja, to dziecko pani przestraszone jest. - No tak się boi – mówi – że my z mężem z miesiąc, abo mąż na rękach i boje, boje, i trzyma się dziecko nas albo płacze w szpitalu już z miesiąc czasu, nic już nie pomaga. Kazali zabrać. A ja mówie – pani, tu były kiedyś takie kobiety i mężczyźni, co umieli zamawiać – bo ja nie wiem czy wierząca – to by może pomogło. A gdzie takich ludzi teraz szukać – tak mi mówi. Nic jej nie powiedziałam na to, tylko ona poszła przede mną do okulisty i ten jej mąż wyszedł gdzieś na chwilę, zaraz poszedł do dziecka, a ja tak do ty sunsiadki co tam siedziała za mną: Ja teraz wejdę do okulisty, a pani ji powie, że ja takie coś bym ji zamówiła, takie strachy. I ja poszłam, ona wyszła, i ta pani powiedziała. Czekały dwoje na mnie jak ja wyjde, i skąd ja i co ja. Ja mówie, panie, jak nie wierzycie, to nie pomoże, jakbyście wierzyli, to by może i pomogło. Zapisali sobie do mnie adres, a oni aż z Krzywowierzby byli, przywieźli tego chłopaczka, taki był spory. I mówi: Boi się pani wszystkiego!. Na drugi dzień mąż wstał i tak mu opowiadam, ty już te ludzie są koło nas samochodem z tym dzieckiem. Boże rano, no bo już jim dopiekło to dziecko. Dobra, abyście wierzyli, wierzym w to. Dobra. Wziełam dziecko, zrobiłam, to co wiedziałam, postawiłam, tam gdzie wiedziałam i pani poucinałam te strachy i mówie, jak będzie lepi to na trzeci dzień jeszcze przyjedźcie. No mówią, dobrze. Na trzeci dzień, mówi: Pani jak to dziecko spało nam całe noc, my byli jak w wodzie. My z żoną czuwali całe noc, a on spał, a jak zajechaliśmy do domu, to ono się wszystkiego bało i pająka się bało, i kury się bało, a wypuściliśmy z samochodu, a on za patyka i za kogutem poleciał. Takie jesteśmy zadowolone. No i przyjechali do dwóch trzech razy trzeba. Drugi raz jak przyjechali chcieli płacić, ja mówie, że pieniędzy nie wezmę, bo co ja tu zrobiłam. Och pani, był w szpitalu i do łóżeczka był przywiązany, bo się bał i krzyczał i nic i zastrzyki nie pomagało. To mnie miodu przywiózł jak trzeci raz przyjechali. I to dziecko ponoć było zdrowe, już kawaler do tej pory, może sie ożenił. […] Na progu. Na progu wyjściowych drzwi, i to się nożem, bierze noża i tak: Bede wycinała rogi, nogi, żeby sie strachy nie szerzyli, kości nie łamali, czerwone rozganiali, za Bożą pomocą, przykładowo Grzegorzowi spokój dali, jak to dziecko miało na imie, czy Waldek, czy tam jak, i tak trzy razy, trzy razy, żeby na bory, lasy twardą dębinę, na białą brzezinę, twardą dębinę, tam sobie hulajcie, Grzegorzowi spokój dajcie!. I pani pomogło dziecku. Pómogła, przyjechali później już trzeci raz z dzieckiem, to i ten chłopok taki już wesoły, a tak na początku się bał, mimowoli dziecko, obcy człowiek, jak jeszcze z nożem ku niego. [Bronisława Polak, Stary Majdan, 2011] Przestrach próbowano wypędzać również za pomocą jaja – symbolu życia, sił witalnych, płodności, które przelewano nad głową osoby przestraszonej: Przelewanie jajka na przestrach [...] jajka rozbijały i przeliwały, no, jo to tego to nie pamiątum o tych tego przestrachu to wiom, co babka mnie kadzili, to też się bojałom tak. [...] jakoś rozbiły żółtka z białkomi i przeliwały nad człowiekiem, przecież nie na niego nie naloły go, tylko nad czomś. Mówiły, że to było pomocne, ale jak to było jo nie widziałam tego, co widziałom, co mnie babka robili, to wiem. [Cecylia Wójtowicz, Wólka Kątna, 2011] Przelewano również wosk, który przez przybrany kształt mógł ukazać to, czego przestraszyło się dziecko: Wylewanie wosku na przestrach dziecka Jak dziecko przestraszone, nie może spać, zrywa sie w nocy, maleńke dziecko i większe, to bierze sie wosku ze świnconej gromnicy i urżnie sie kawałek i na ogniu rozpuści sie. Wzionść wody nienaczenty ze studni, żeby nikt nie zaczynał! No i przeżegnać sie, pacież zmówić i ten wosk wylewać – dziewięć razy po dziewięć albo trzy razy po trzy. I dopiro wylać. A ten wosk nie będzie czysty. Tam będo strachy rozmaite. Czego dziecko sie przestraszyło – czy psa, czy kota, czy wilka, czy zająca – będzie na tym wosku. Takie będzie jak żywe. I tam wylać ten wosk. A wodo dziecko obmyć – twarz, rece i nogi. I wylać jo – albo gdzie na miedze te wode, albo wylać w trzech drzwiach, gdzie zamykajo sie drzwi. Tu troszki, tam troszki i tam troszki. I dla dziecka dać napić sie tyj wody. I przestanie. I dziecko będzie takie zdrowe jak ma być, jak od lekarza. I ja mówie szczerze, że to prawda. [informator nieznany, Żuków, 1972, TL] Spalanie róży Czynnością owianą tajemniczą aurą, wykonywaną przez stare kobiety cieszące się wysokim poważaniem i szacunkiem mieszkańców wsi była magiczna czynność zwana spalaniem róży. Wymagała ona zaaranżowania odpowiedniej sytuacji, niezbędnych rekwizytów (poświęcona gałązka brzozowa, gromnica, kulki lnu, coś czerwonego – chustka, kawałek materiału) i wiary chorego w możliwość magicznego uzdrowienia w tym właśnie wyjątkowym momencie. Aj spalanie róży, moja babcia spalała. Oj pół wsi tu przyjeżdżało, a może i z drugi! [...] Lon, taki był lon co sio międliło, czesało, wszystko ładne garśtki. I sio to brało i na stole, tylko nie wiem czy łosiom czy siedom tych gałeczków, takie pączuszki z tego lnu uwiła, o to i na stole położyła i tu różowu taku firanku, coś żeby było taka poszewka różowo czy coś założyło sio na twarz. Siedziała se tu tego, kto przyjechał do tego, siedziła sobie na krześle, na twarz sie położyło. To jo przy tom spaleniu to byłom sporom dzieckom, przyjeżdżały ludzie i ta moja babcia. Gałunzka brzozowo wysuszuno na kredensie, na szafie od kredensu, takie były szafy. Nazywały się jak to nasze nazywały sie, no nie kredens się nazywało, no szafa. I to gałunzka brzozowo była do tego, zażegnało sio, tu gałunzku brzozowu przeżegnała sio babka i paliła na twarzy papuszki. Nieraz się sprzeciwiło od ząbów, zapuchlizna była że jaż, dontystów nie było. I łuny rozumiesz paliły ten lon, te papuszki na twarzy i pył, to pyłnono, bo to przecież lon luny taki ło, jak teraz plastry, to to szło w góre, późni sio to firanko czy co przekręciło i na twarzy, to sio potrzymało, potrzymało tu gałunzku przeżegnało, że to pomagało. A przeważnie to przyjeżdżały ludzie, jak zapuchały, jak zapuchały, łod tych ząbów. Teraz jak ktoś to coś, leci daje zastrzyk, wszystko a w kiejś jak ropa sio robiła, czy zapalonie dziunsła, to wszystko się spalało. Ja przy tym spaloniu to była, ja wszystko wiem wszystko, jak to sio robiło. To sio pyrnono to zapałku, to ta papuszka twarda, tylko czy siedem czy osiem, siedem może tych papuszków na twarzy na firance różowy, coś różowe, coś różowe, czy chusteczka, jak to niebieska na czerwono i że to pumogało. [...] No tak żegnała się, przeżegnała się babcia, późni tą gałuszką, W imie Ojca i Syna i zaczona ta babcia polić. Przyjiżdżały do nas ludzie, jak tylko zapuchł, przeważnie z tu opuchliznu. Jak gdzieś coś nie tak było, to już róże, mówili, że to róża nazywało sio. Oj dostałaś róży, czekoj my zaroz poratujemy. To to jo widziałom kilkanaście razy, wiem jak to sio robi. To sio lon paliło na twarzy, kuleczki takie taki pigułki sio robiło ze lnu i że to pomagała. O to to jo pamiętam dobrze, u nas w dumu to było, robiły. A więcy to ja nie wiem, To żeto róży dostał, teraz to jest zapalenie dziąsłów, zapalenie szczęki tak mówi, a wprzódy to oj róża się wdała, tylko opuchlizna była, ale po mojomu, to ta opuchlizna to byłą od ząbów, od ząbów. Ale tak robiły, że się nagrzało troszki tym ciepłem i że to się rozchodziło. [Wacława Wiczołek, Bobowiska, 2010] Symbolika chrześcijańska łączy się tu z tajemną magiczną wiedzą ludową oraz symboliką liczb – ważna była ilość spalanych gałeczek lnu. Len ten powinien być poświęcony w święto Matki Boskiej Gromnicznej (okręcona była nim gromnica). Na spalanie róży robiło się dziewięć gałeczek z lnu […] robiło się dziewińć gałeczek takich ze lnu, jak lon wkiedyś był taki ładny i ze lnu, a jak nie było lnu to i z waty można było robić, ale więcy ze lnu, było dziewić gałeczek po trzy, tak na talerzu się położyło, to mnie to Piotrusiowo ta, ty to nie pamiętasz i nie wiesz, tego Stacha Michałowego ton stryjo, co un na Abramowie żonaci byli, ale późni o tutaj su w Marksuszowie i pumogało. [...] nie daj Boże jak mnie ząby bolały, posłam do Pietrusiowy i mówie, żeby mi spaliły róże no i spalili mi, przyszłam do dumu, tak jak rąku odjun widzisz, coś uno było. […] Trza było czerwunu chusteczke na głowe zarzucić o tu, a takich gałeczków się zrobiło dziewić po trzy i na talerzu się położyło, a jak kto nie mioł i nie dał talerza, to i na stole się położyło, zapaliło się zapołke, a jak ni, to swiczke taku mału, bo zapałka, to raz dwa ci zgasła trzy spaliła, wzionaś podpaliłaś, bzyknono ci do góry i ło tak było, trzy razy wzionaś, bo po trzy było, no i jo samo spalałam, Grześkowo przychodzili, Stefanowa matka do mnie, też mieli zapalenie, to nieraz na twarzy coś takie różyca, czerwono twarz taka sie zrobiła i też mówili, że to trza spolić, ale kto umiał, to spolił, a kto nie chciał, bojoł się to nie chciał, bo godo, boi się żeby nie sparzyć, a to gdzie tom sparzyć, pod to chusteczka czerwunu, była salinówke się na głowe zarzuciło, to to już i jo robiłom. [...] jo to przeżegnałam się aby i nic, nic tam nie mówiłam, bo jo nie słyszłam, żeby Pietrowo co tam mówili, tylko nie bój się nie bój się nie sparze cie, bo człowiek tak się łodchyloł bo to bojoł się. [Cecylia Wójtowicz, Wólka Kątna, 2011] Liczba lnianych gałek jest zmienna, jednak zazwyczaj ich ilość odpowiada wielokrotności liczby 3. Poprzez spalanie róży próbowano zwalczać dolegliwości, które koncentrowały ból w okolicy twarzy – bóle zębów, oczu, zaczerwienienia twarzy (stąd być może nazwa magicznej czynności, gdyż takie zaczerwienienia zwykle nazywano różą). Stara babcia spalała różę [...] ja pamiętam jak było Jasia Pocka wesele, to ja wtedy miałam siedemnaście lat. […] I wisz ja dostałam jakiegoś, nos mi spuchł o tak, ocy mi podpuchły. No i co tu. Tu wesele za tydzień, no ni ma mowy nie pójde. Ale ktoś tam mówi, nie pamiętam kto: „Idź do Samoniowy Kaźmirkowy, to ci różo spali!”. I patrz ja w to wierze, jo w to wierze. I poszłam, poszłam. Tako babcia staro, dziewiędziesiuntke miała. Kazała mi się położyć, na krześle siąść, położyła mi jakiuś czerwone znaczy się coś na twarzy, narobiła z ty gromnicy ze lnu gałek takich. To jo i teraz mam przy gromnicy len. I tego dziewić tych gałek mi spaliła. I mówi jesce: „Czekoj to ci zamówie”. No i poszła tam do drugiego pomieszczenia. Jak ona zamawiała, to nie wiem. […] Ona położyła mi taką czerwono jakoś szmatkę, i on kładła te gałki lnu, podpalała grumnicu i zdmuchiwała to. Jak podpaliła tu mi na twarzy to zdmuchneła, tak żeby to poleciało. I ja późni na to wesele poszłam, to mi zgineło. [Marianna Gajda, Zabłocie, 2010] Warto również wspomnieć, iż zamawiania mogą przybierać postać niezwykle rozbudowanych rytuałów słownych, a nawet mieć charakter rozpisanego na rolę obrzędu, jak w przypadku pozbywania się nocnic. Słowom zamawiania często towarzyszą dodatkowe, często bardzo skomplikowane, czynności magiczne, a samej formuły zamawiający przeważnie uczy się w specjalny sposób i trzyma ją w tajemnicy. Magia w relacjach – laleczki Magicznym zabiegiem stosowanym zazwyczaj „na szkodę” było robienie i podrzucanie tzw. laleczek – prymitywnych kukiełek przypominających lalkę, wykonanych ze szmat i skrawków materiałów, które starano się ukryć w zakamarkach chałupy (pod strzechą, w zagacie, w szczelinach ściany itp.) lub zakopywano na rogu chałupy. Miały one powodować u dziecka tzw. płaczki – dziecko ciągle płakało, na nic nie reagowało, nie można było go uspokoić, przez co dopatrywano się działania sił nadprzyrodzonych. Ważna była przy tym ilość laleczek. Laleczki Krystyna Maj: Tak. Jakieś lalecki były podrzucane na, to były szyte lalecki podrzucane i takie były… Czesław Maj: Dziewięć razy dziewięć było lalecek zrobione z gałganków i jedna to matla była, taka duża lalka. I to był razem zwinięte w jakieś gałgan zawiązane i podrzucone nieraz, tam jak dziecko płaka, jak dziecko u kogo było, to podrzucone było. Jak płakało, albo coś to ta matla musiała być. Krystyna Maj: […] i to te lalecki były dawane yy robione, znowu ktoś naumyślnie temu. […] Naumyślnie, żeby te dzieci dokuczały, płakały, żeby umierały. Takie były to. [I to podrzucali gdzieś do gospodarstwa?] Krystyna Maj: Tak, po, po, tam gdzieś zakopywały w jakiemś rogu którymś zawsze tak, żeby… Czesław Maj: Albo przy krzyżu, przy, na skrzyżowaniu dróg… zakopywali. [A widziała pani taką laleczkę?] Krystyna Maj: No nie? Widziałam. Czesław Maj: Ja to pamiętam. Widziałem. Krystyna Maj: No z gałganków uszyte takie laleczki, normalnie, z gałganka zrobiony łepek… [...] Chyba najmniej to trzy było tych lalecek i to… Czesław Maj: Dziewięć dziewięciu – osiemdziesiąt jeden. […] Krystyna Maj: Bo te lalecki to trzeba było się na kimś zemścić, to z temi laleckami. Tak. […] no było, było. Ja to widziałam już trzy tylko. [Krystyna Maj, Czesław Maj, Motycz, 2011] Lalki powodowały płacz dziecka A to dzieci jak były małe, na przykład u kogoś, to mówiu tak, że kładły jakieś lalki z gałganków, w mieszkaniu, bo kiedyś gaciły mieszkania, zogate za okiennice, teraz za zogate, a to to słyszałam, mówiły […]. A to położyli te lalki za zogate i dziecko płakało w mieszkaniu, a jak późni ktoś zauważył i wyrzucił, to już dziecko nie płakało […]. Z gałganków, okręciły tak gałgankomi, położyły, żeby dzicko płakało, a uno może jaku chorobe miało, no nie? [Zofia Zdun, Wólka Kątna, 2011] Siedem laleczek na płaczki To płaczki, to nie był księżyc. Myśmy szli w pole, jeszcze z mężem, jak żył, to tego, to u Praźmy, ten Pieter co jeszcze żyje przecież, to jak mógł płakać. No ta matka nie mogła go uspokoić. I do góry, na rękach, miał takie... i to co dzień takie, i to co dzień. Nie wiem przez ile to tygodni. To mówiły, że to płaczki su. [śmiech] A to że tam takie siedem lalki ktoś robi i gdzieś tam za tego do tego sunsiada, jak ma dziecko i tam położy, to późni to dziecko tak krzyczy, ale czy to prowda, to ja nie wiem. […] Siedem takich lalków, jakiś takie nie wiem z czego, musi z gałgonków, no i tam gdzieś podsadzi tam gdzieś pod strzeche, ale tam nie musi gospodorz widzić, bo przecież by mu może nie doł za tego. […] z opowiedni słyszałam, że jak te lalki su, to takie to dziecko bedzie przez pare dni płakać, bez przerwy. I tak szkoda najdzie jednego wieczora, to tak bedzie płakać. [Zofia Chołaj, Bobowiska, 2010] Według przekazów liczba laleczek powinna być nieparzysta – najczęściej 3, 7, 9. Jednym ze sposobów odwrócenia płaczek spowodowanych przez laleczki było odnalezienie podrzuconych lub zrobienie nowych laleczek i wyniesienie ich przed wschodem słońca poza granice wsi na rozstajne drogi. Laleczki wynoszono na rozstajne drogi Po trzy lalecki. Słychać było, słychać. Lalecki robiły, płaczki podrzucały to dzieciom. O! Takie jedna była niegrzeczna matka to drugiej, że było dziecko jej płakało, w nocy nie spało, to tych lalecek narobiła, to mnie tam nikt nie podkładał, to je moje dzieci było dobre, grzeczne, nie płakały, ale takie były, że później ta gosposia, co jej to dziecko płakało, narobiła tych lalecek z takich szmatek, byle jakich tych lalecek i na rozstajne drogi przed wschodem słońca wyniosła, porozrzucała te trzy lalecki, każda w swoje strone i w następną poszła, nie obejrzała się i przestało płakać. No i to takie były, ro, taka była, no, pomoc. Ale to była prawda. Też. No i co to to było? Tera nikt nikomu tam płaczków nie podrzuca. A to była prawda, te lalecki były robione. [Janina Woch, Wólka Kątna, 2011] A to moja mama opowiadała, że jak dziecko płacze, to robili takie lalki i na rozstajnych drogach kładli, że to dziecko przestanie płakać. Ja to tego nie robiłam, tylko mama mi opowiadał to. […] No lalki z gałganków się robiło tam pare lalek i tam kładło się, że to przechodziło. [Kazimiera Gawron, Wólka Kątna, 2011] Kto zabrał laleczki, zabierał też płaczki Na płaczki to były tutaj u nas znane sposoby i tu je stosowano, wiadomo, dziecko płakało to były jakieś dolegliwości różne, ale że niektórzy powtarzali, że akurat płakało o jednakowej porze, no to że przychodziła jedna pora, to już dziecko płakało, że już na pewno ma płaczki, że już przychodzi taka pora dziecko płacze, to ma płaczki. I wtedy matka, czy tam ktoś z rodziny musiał zrobić takie z gałganków, bo kiedyś te lalki takie gałgankowe się robiło, dziewięć lalek, po trzy te lalki związał do siebie, po trzy i potem razem to związał, czyli jakby dziewięć było ich razem i potem ktoś musiał pójść z domu i rzucić te lalki na rozstajne drogi, czyli tam, gdzie się te drogi się krzyżowały, i on to tam rzucił gdzieś. I dopóki nikt tych lalek nie podjął, to to dziecko jakby miało płaczki dalej. A wierzono, że jak ktoś to podejmie te lalki, to wtedy płaczki, płaczków nie będzie, no zabierze te płaczki. [Elżbieta Wójtowicz, Wólka Kątna, 2009] Inne zabiegi magiczne – relacje z Lubelszczyzny Leczenie guzów […] jak się takie te robiły takie guzy w pachach w tych, ale to to nie wiem z czego to uno się robiło, to kazały robić skrzynie, kto mioł taku skrzynie taku za kufer były takie skrzynie, kto tom mioł kufer czy coś, to trzy razy chlapnuć, otworzyć i chlapnuć tak żeby się zamkneło i znowu otworzyć i tak somo zrobić i to to przepadało, te guzy zginony, to to to prowda, to jo samo wiem samo po sobie, to już tak było. [Cecylia Wójtowicz, Wólka Kątna, 2011] Leczenie martwej kości To mówiły, że martwo kość, że jak jo tego nie robiłam, ale że jak wyrastała, to nieboszczyk był posła, wziona sobie, czy chłop czy kobita, wziona sobie nieboszczyka rąk, no trza się nie boić, no i zażegnała sobie i mówi, że zginona jo to nie miałam tego, to nie będę mówić, ale nie trza się boić. [Cecylia Wójtowicz, Wólka Kątna, 2011] Zażegnywanie kością To mówili takie to chodziła taka jedna pani, ona miała taką kość, to mówiła, że ona trzysta razy święcona, trzysta razy ta kość była święcona, to już taka była wyczołgana od tych rąk, i una tą kością przeżegnała, to przestał bolić, to jakoś ta choroba, czy brzuch czy coś. [...] Przeżegnała tą kością, przeżegnała to bolunce miejsce i jak tam gdzieś to tego, tak palcem nakreśliła ten krzyż, łod ty kości, że to miało pomagać i una coś tam buziu ruszała, ale co una mówiła przy tym. [...] Przy tym coś mówiła, ale ty tajemnicy nie chciał zdradzić, cy una sie modliła, cy una kogoś wzywała, cy diabła, cy Bogu, to ja nie wiem tego, tylko wiem, że tu kościu to zażegnała tom jesce późni tego człowieka posmarowała, zażegnała go tak, ale jak to jest to to też trzeba by teraz dojść do tego. […] jak una przeszła przez próg to pierwsze, to tak religijne, pochwalony i od razu wiedziała, że ji się tu odpowi wszystko, wyjęła tu kość, powiedziała, że una jest trzysta razy święcuna. Ile to pokoleń jiu święciło, ale już taka była błyszcząca jak ta rączka, każdy chciał tu kość pomacać, ciekawy był ciekawy [...]. [Kazimierz Błaszczak, Zabłocie, 2011] Przeciąganie koszuli wokół kościoła Takie były gusła, że jedna na drugą chciała coś tam źle, to w Wielko Niedziele, w Wielko Niedziele raniutko przeleciała w koło kościoła, niesła, obrzucała koszulo tako. Na co to było? Co to za czary były? To już za moich czasów. Obleciała wkoło kościół i ciągnęła koszule chłopsko, że to miał… [...]. Coś, no ale tego nie wiem na co to było. Czy to było na tego chłopa żeby się trzymał domu? Czy to było na kogoś żeby zginął? No nie wiem na co to było. […] Bo ja już byłam na służbie jak to było, to nie dopiero przecież, to już miałam te czternaście lat. Nie wiem co una robiła z to koszulo. Coś tam się chciało komuś zaszkodzić. No, ale uny mi już tego nie powiedziały, bo ja się nie pytałam po co, ale widziałam jak latały. [Krystyna Maj, Motycz, 2011] Leczenie zaognionej rany Jak to taka rana, że dłuższyj czas, że rok bedzie gdzieś, czy na nodze, czy na ręce, taka rana, że lekarz nie pomoże, to mówio, że to włos tam zaszed. I tak piecze taka rana długo, że nie do wyleczenia, to trzeba wypłukiwać. Dziewięć kłosy wyrwać z żyta i przyłożyć do tyj rany. I ciepłoj wodo. I tak wywoływać, wywoływać: „Włos, wyjdź na kłos! Włos, wyjdź na kłos!”. I tak trzeba dłużej, cicho i on wyjdzie i rana sie zagoi. [śmiech] Trzy czy cztery menszczyzny, tak, że już mieli nogi odciąć… Jak Boga kocham! Mieli nogi odciąć, już po jakich lat dziesięć, pitnaście i ja tylko to zrobiła. I tak wyleczyła, że wy nie macie pojęcia. I do tyj pory – już oni poumierali, ale byli zdrowe, nie odczuwali żadnych bólów, żadnych ran. [informator nieznany, Żuków, 1972, TL] Zamawianie żółwia Jak krowa sie wycieli, a nie chce puścić mleka ji cielińcie nie wydoji, to wymie twarde je. To sie tak zamawia – przeżegna sie też, aby „Amyn” nie mówić: W jimie Ojca i Syna, i Ducha Świntego. Ty żeś żółw, mosz dziewińć łbów: łod dziewińciu do ośmiu, łod łośmi do siedmi, łod siedmi do sześciu, łod sześciu do piunciu, łod piunciu do cztyrech, do trzech, łod trzech do dwóch, łod dwóch do jednego, łod jednego do nic, abyś znik, wyszed z tego wymienia, a puścił mliko do pożywienia. A jak kto sobie może życzy, to sie ji paciż mówi. Ji takie wypadki so, że to puszcza. O ile jest może zapalynie czy zazimbinie, to też lnym podcirać letnim ji tako woda wyjdzie gęsto ji to wodo pocierać wymie. [Feliksa Kiełbowicz, Zdziłowice, 1975, TL] O zamawianiu na wodę i kwas chlebowy Mój tatuś zamawiał liszaji. Ot, wyrzuci sie krosta. Ni jichali do likarzów, tylko przyjeżdżali do taty. I tata zamawiał na wode. I tak ustami [spryskiwał]. I tak było, że gojiło sie i ludzje jichali z okolicznoscji. On już był w starszym wieku. A wtedy tak likarze nie wierzyli o tych liszajach i ludzje szukali takich po wsjach. I pomagało! Tak samo ji krowy. Jak pójdo na pastwisko po lasach ji żmija ugryzje. To już zamawiał na kwas chlibowy. Ludzje jichali, które miszkali blisko lasu ji pasli krowy. Bo już wtedy od żmiji ratunku żadnego nie było. Jak zwiedzili, że tatuś umie to zamawiac, to jichali ji dzjenkowali. I on pomagał ud tego. Jak ktoś ładny, ot, urzeknie jeden drugiego, uroczy to też przyjeżdżali ludzje. I też pomagał. Udmawiał z wody. [Nadzieja Machnowska, Kostomoły, 1985, TL] Zawracanie burzy Moja mama i wiatr zamawiała, i uroki, i strachy, i płaczki. Nawet czasem i burze. Wychodziła, jak była w domu, z to łopato od pieczenia chleba. Wychodziła naprzeciwko burzy na podwórko i coś tam mówiła. No tak, że burza nieraz zawróciła. A jak była w polu a burza szła, to małym palcem z prawej ręki jo przeżegnała i też tam coś poszeptała. I nieraz, no jak ta burza już blisko nad nami, to może sie już nie zawróciła, a jeżeli ta burza tylko wychodziła, błyski były, grzmoty, to wtedy wróciła sie, wróciła. Tak było. [Bronisława Polak, Stary Majdan, 1994, TL] Wiara w magiczną moc narzędzi piekarskich wywodzi się jeszcze z czasów pogańskich. Piec u dawnych Słowian miał symbolizować słońce. Wystawienie na zewnątrz łopaty chlebowej czy pociasku miało uchronić przed burzą i gradem. Zwyczaj ten znany jest głównie z Ukrainy. Istnieje pewien magiczny związek między słowami piec, żarzyć – o piecu; a wyrazami piec, przypiekać, parzyć – o słońcu. W wyniku analogii zjawiska te zostały przeniesione na piec i narzędzia piekarskie jako odpowiedniki słońca, żaru, upału. Za pomocą przedmiotów symbolizujących suszę próbowano zatrzymać grad. Praktyki te z czasem straciły swoją motywację i zostały przeniesione na inne żywioły. Nastąpiło również połączenie elementów chrześcijańskich z pogańskimi – łopatę kładziono na krzyż z kociubą, dodatkowo wykładano poświęconą palmę. Znany był również powszechnie magiczny zabieg „pukania w niemalowane” – wywodzi się on z dawnego kultu zmarłych przodków. Wierzono że dusze zmarłych przebywają w płycie stołu, dlatego gospodarz w razie zagrożenia domu stukał w spód stołu, budząc ich czujność i wzywając do obrony. Charakterystyczna dla myślenia magicznego była również wiara w tzw. ogniki, błędne ognie. Występowały one zazwyczaj na terenie łąk, pól, cmentarzy, a szczególnie bagien i mokradeł. Wierzenia ludowe podtrzymywały przekonanie, że błędne ognie to duchy ludzi pokutujących po zgonie. Najczęściej utożsamiano ogniki z duchami geometrów, którzy oszukiwali za życia prostych ludzi przy mierzeniu i przydzielaniu gruntów. Ogniki […] ja pamiętam, o tutaj w starej wsi w Motyczu, te błędne ogniki latały. To wieczorami, to myśmy chodzili tam, to było iść, to to wyskoczyło tam pięćdziesiąt metrów dalej. To było pójść tam, wyskoczyło jeszcze tam. To było nieuchwytne coś. Taki no, tłum, kłąb ognia był. [...] to było tam na błoniach przeważnie. Gdzie łąki były. […] Ludzie tłumaczyli, że jak geometra źle zmierzył za życia, to musiał po śmierci zmierzyć dobrze, chodzić po, po ziemi. Tak. I to wtedy tych ogni było. A później… [Czesław Maj, Motycz, 2011] Ogniki wiązano również z duszami niegodziwych właścicieli ziemskich oraz ludzi zmarłych bez sakramentów. Spotkanie z błędnymi ogniami może dla człowieka stanowić niebezpieczeństwo: Światło z bagien To zawsze mówiono, że z tych bagien czy czegoś, to ogień wychodzi, jakieś świeczki na przykład. Mój ojciec zawsze tak mówił właśnie, że jakieś świeczki z tych bagien wychodzą i biegną tak gdzieś przez pola i jakby człowiek się spotkał z taką świeczką, to by umarł. Że nie trzeba chodzić po łąkach, żeby się nie spotkać. […] Tak mówił, że takie świeczki przeważnie one tam z bagien wychodzą i tak biegną gdzieś tam przez pola. [Elżbieta Wójtowicz, Wólka Kątna, 2009] Współcześnie zjawisko ogników tłuczmy się zazwyczaj samozapłonem gazów, głównie metanu wydobywającego się na obszarach bagiennych z gnijących części roślin. Można tłumaczyć je również występowaniem świecących owadów – świetlików. Postacie związane z magią Z magicznym sposobem pojmowania świata w mniemaniu ludu wiązały się postacie, które posiadać miały pewne nieosiągalne dla ogółu zdolności. Znały one rytuały, zachowania i czynności magiczne, dzięki którym mogły pomagać lub szkodzić. Do grupy tych osób należały tzw. mądre babki, zielarki, znachorzy i znachorki, wróżbici, wędrowni dziadowie, tzw. owcarze itp. Słowa, gesty, rytuały przez nich sprawowane miały mieć moc sprawczą, a ich działanie powodowało zmiany w realnym świecie. Znachorki były osobami starszymi, zazwyczaj w jakiś sposób wyróżniały się w środowisku wiejskim, często zachowaniem bądź wyglądem. Zdarzało się, że posądzane były o kontakty z diabłem, który mógł zdradzić im pewne tajniki leczenia, co w mniemaniu społeczności postrzegane było jako czary. Stąd też postać znachorki mogła być utożsamiana z postacią czarownicy. Natomiast tzw. babki, były postrzegane jednoznacznie pozytywnie i cieszyły się szacunkiem mieszkańców wsi. Były to zazwyczaj starsze mężatki, które znały się na ziołach, zamawianiu uroków oraz pełniły funkcję wiejskich akuszerek. Niektórzy ludzie mieli również moc panowania nad zwierzętami; historie o tzw. szczurołapach są znane i opowiadane w wielu wsiach na Lubelszczyźnie i w innych regionach kraju: Szczurołap […] był znowuż taki przypadek, jak między Uniszowicami a Motyczem był młyn. Yyy taki Kulig Michał miał, kulawy był trochę na jedną noge, po powstaniu, to on to pobudował ten młyn. Ale po sześćdziesiątym trzecim roku to okropna zaraza, plaga szczurów się zagnieździła tu w Motyczu. Że te szczury zjadały wszystko, gdzie co było – zboże, słomę. I, i on… zaraz… i, i w, we młynie też ich pełno było, zabili ich, tego – nic nie pomagało, taka plaga była. Ale przyszedł jakiś gość, też taki owcarz. I ten młynarz Kulig zawołał go do mieszkania, coś tam porozmawiały, porozmawiali i później on mówi: Chodźcie, coś się zrobi teraz. I wyjął taką piszczałkę, fujarecke miał za cholewą i zaczął grać. Jakąś melodię, że tam ludzi było we młynie, to powiedział: Nie wolno wyglądać nikomu. To tam jeden chłopak taki młody sty, stypny był – wyjrzał szparo to, to odwrócił się i pogroził mu, aby, nie wolno! I wtedy jak zaczął grać to zaczęły te szczury wyłazić. To podobno około setki było. I jeden był kulawy, bo go młynarz palnął ćwiercią i w nogę trafił tam gdzieś, kulawy był, szedł na ostatku. I po, wykręcił i poszedł do lasu konopnickiego i mówi: Już więcej nie przyjdą. I nie przyszły. Coś ludzie wiedzieli. Jakieś czary, cy coś. [Czesław Maj, Motycz, 2011] Znamienne dla tych opowieści jest to, że niemal zawsze wyprowadzanie szczurów ma miejsce w młynie. Często o posiadanie magicznych umiejętności posądzani byli również sami młynarze. Z myśleniem magicznym wiązały się również wszelakie wróżby, których cechą według Kazimierza Moszyńskiego jest to, że odpowiedź na pytanie dotyczące niewiadomej rzeczy pada w zupełnej niezależności od jasnego, trzeźwego rozumowania i świadomej woli normalnego człowieka. Dlatego odpowiedź dać musi świat pozaludzki – rzeczy martwe, rośliny, zwierzęta. Jeśli ową odpowiedź może dać człowiek, to może nim być młode „nierozumne” dziecko, osoba chora psychicznie, popadająca w anormalny stan psychiczny; lecz jeśli owa osoba jest człowiekiem normalnym, znajdującym się w normalnym stanie psychicznym, wtedy odpowiedź na pytanie dają te przejawy jego życia wewnętrznego, które dzieją się w nim. Wróżono zwykle na urodzaj, na pogodę, w celach matrymonialnych, aby odgadnąć przyszłość i wyjaśnić zdarzenia z przeszłości. Często do tzw. wróżbitów, nazywanych również wróżami, zwracali się ludzie o pomoc w odnalezieniu zaginionych osób, skradzionych dóbr itp. Zachowania magiczne związane z cyklem życia ludzkiego i światem przyrody Zachowania magiczne obserwować można również podczas wszystkich ważniejszych momentów w życiu człowieka (narodzin, wesela, śmierci; ważniejszych wydarzeń w cyklu rocznym (świąt, przesileń, żniw – czyt. więcej w cyklu rocznym); podczas groźnych dla człowieka zjawisk przyrody (burze, susze, wiatry); wierzeń dotyczących zwierząt i roślin. Rozmówcy Kazimierz Błaszczak – ur. w 1931 roku w Zabłociu, gmina Markuszów, gdzie mieszka przez całe życie. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2011. Marianna Gajda – ur. w 1928 roku w Zabłociu, gmina Markuszów, gdzie mieszka przez całe życie. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2010. Kazimiera Gawron – ur. w 1934 roku w Wólce Kątnej, gmina Markuszów, gdzie mieszka przez całe życie. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2011. Maria Gleń – ur. w 1933 roku, we wsi Zakręcie, gmina Krasnystaw, gdzie całe życie mieszka. Nagranie – Piotr Lasota, 2011. Zofia Chołaj – ur. w 1924 roku w Bobowiskach, gmina Markuszów. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2010. Jan Ignaciuk – ur. w 1928 roku w Dańcach, gmina Hanna. Nagranie – Piotr Lasota, 2011. Czesław Maj – ur. w 1923 roku w Motyczu, gmina Konopnica. Nagranie – Piotr Lasota 2011. Krystyna Maj – ur. w 1930 roku w Motyczu, gmina Konopnica. Nagranie – Piotr Lasota, 2011. Nadzieja Machnowska – ur. w 1920 roku w Kostomołach, gmina Kadeń. Nagranie Jan Adamowski – 1985. Relacja publikowana w „Twórczości Ludowej”, TL, 1993, nr 1-2. NN – informator nieznany. Nagranie – 1972, Żuków, gmina Włodawa. Relacja publikowana w „Twórczości Ludowej”, TL, 1993, nr 1–2. Henryk Pacek - ur. w 1945 roku w Zabłociu, gmina Markuszów, gdzie nadal mieszka. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2011. Bronisława Polak – ur. w 1935 roku w Konstantynówce, gmina Hańsk, po wyjściu za mąż zamieszkała w Starym Majdanie, gmina Wojsławice, gdzie nadal mieszka. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2011, nagranie, 1994 – relacja publikowana w „Twórczości Ludowej”, TL, 1997, nr 3. Feliksa Kiełbowicz – ur. w 1907 roku, zamieszkała w Zdziłowicach, gmina Godziszów. Nagranie – 1975. Relacja publikowana w „Twórczości Ludowej”, TL, 1993, nr 1–2. Wacława Wiczołek – ur. w 1926 roku w Bobowiskach, gmina Markuszów. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2010. Cecylia Wójtowicz – ur. w 1923 roku w Wólce Kątnej, gmina Konopnica, gdzie przez całe życie mieszka. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2011. Elżbieta Wójtowicz – ur. w 1949 roku w Wólce Kątnej, gmina Markuszów, gdzie nadal mieszka. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2009. Janina Woch – ur. w 1925 roku w Abramowie, gmina Abramów. Po ślubie zamieszkała w Wólce Kątnej, gmina Markuszów. Nagranie – Piotr Lasota, 2011. Zofia Zdun – ur. w 1935 roku w Zastawiu, po wyjściu za mąż zamieszkała w Wólce Kątnej, gmina Markuszów. Nagranie – Magdalena Wójtowicz, 2011. Literatura Adamowski J., Wierzenia i zwyczaje ludowe z północnych obszarów woj. chełmskiego, „Twórczość Ludowa”, 1997, nr 3. Adamowski J., Adamowska L., Zamawiania, odczytania, modlitewki, „Twórczość Ludowa”, 1993, nr 1-2. Brzozowska-Krajka A., Między magią a religią. O modlitewnikach ludowych, [w:] Folklor – sacrum – religia, t. 2, pod red. J. Bartmińskiego i M. Jasińskiej-Wojtak, Lublin 1995. Bystroń Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI–XVII, t. 1, Warszawa 1994. Bystroń Etnografia Polski, Poznań 1947. Czernik S., Trzy zorze dziewicze. Wśród zamawiań i zaklęć, Łódź 1968. Czyżewski F., Sposoby zażegnywania burzy, [w:] „Twórczość Ludowa”, 1993, nr 1–2. Engelking A., Magiczna moc słowa w polskiej kulturze ludowej, [w:] Język a kultura, Podstawowe pojęcia i problemy, pod red. J. Anusiewicza i J. Bartmińskiego, Wrocław 1991. Engelking A., Rytuały słowne w kulturze ludowej. Próba klasyfikacji, [w:] Język a kultura, t. 4, pod red. J. Bartmińskiego i R. Grzegorczykowej, Wrocław 1991. Kamiński M., O lokalistycznej interpretacji świata w magii, [w:] Język a kultura, Podstawowe pojęcia i problemy, pod red. J. Anusiewicza i J. Bartmińskiego, Wrocław 1991. Karabowicz K., Gusła, przepowiednie i zabobony mieszkańców województwa chełmskiego, [w:] „Twórczość Ludowa”, 1992, nr 1–2. Kolberg O., Lud, t. 34, Chełmskie. Kotula F., Znaki przeszłości. Odchodzące ślady zatrzymać w pamięci, Warszawa 1976. Kossak Z., Rok Polski. Obyczaj i wiara, Warszawa 1958. Kowalski P., Leksykon znaki świata. Omen, przesąd, znaczenie, Warszawa, Wrocław 1998. Krzyżanowski J., Szkice folklorystyczne, t. 1, Z teorii i dziejów folkloru, Kraków 1980. Krzyżanowski J. [red.], Słownik folkloru polskiego, Wiedza Powszechna 1965. Landowski R., Dawnych obyczajów rok cały. Między wiarą, tradycją i obrzędem, Pelplin 2000. Moszyński K., Kultura ludowa Słowian, t. 2, cz. 2, Kultura duchowa, Kraków, 1934. Ogrodowska B., Zwyczaje, obrzędy i tradycje polskie, Warszawa 2001. Pełka Polska demonologia ludowa, Warszawa 1987. Podgórscy A. i B., Wielka księga demonów polskich. Leksykon i antologia polskiej demonologii ludowej, Katowice 2005. Staszczak Z. [red.], Słownik etnologiczny. Terminy ogólne. Tomicka J., Tomicki R., Drzewo życia. Ludowa wizja świata i człowieka, Białystok 1975. Zadrożyńska A., Powtarzać czas początku, cz. I, O świętowaniu dorocznych świąt w Polsce, Warszawa 1985. Szczególnie narażone na zakażenie są dzieci od szóstego miesiąca życia do dwóch lat. Jeśli zachoruje dziecko, potem wirus dopada całą jego rodzinę. Od momentu ustąpienia biegunki mija jeszcze około siedmiu dni nim zarażone roatwirusem dziecko przestanie go rozsiewać. Raz przebyta choroba daje odporność na konkretnego wirusa. Będąc wróżką z psychologicznym wykształceniem, pragnę przybliżyć w tym artykule, w jaki sposób odróżnić urok czy klątwę od choroby psychicznej. Od razu zaznaczę, że jest to zadanie bardzo trudne i w większości przypadków dopiero po dłuższym czasie wychodzi, iż ktoś padł ofiarą działania sił pozamaterialnych. Problemy psychiczne mogą objawiać się rozmaitymi zachowaniami. Do najczęstszych zaburzeń należą: -schizofrenia,-depresja,-psychopatia,-choroba afektywna dwubiegunowa,-borderline. Na początku, kiedy ktoś zgłasza się ze swoimi problemami do psychiatry, stawiana jest diagnoza odpowiadająca objawom. Oczywiście nie bierze się pod uwagę możliwości rzucenia uroku czy klątwy przez osobę trzecią. A jakie są ich główne objawy? Oto one:-poczucie bezsensu,-brak chęci do pracy,-pustka uczuciowa,-płaczliwość,-huśtawki nastrojów. Jak łatwo zauważyć, wszystkie cechy można dopasować do zaburzeń psychicznych. Dlatego tak trudno jest odróżnić zwykłe zaburzenia, od działań osób trzecich. Jednak lata doświadczeń sprawiły, iż nauczyłam się odróżniać owe problemy od uroków. Otóż główną różnicą jest to, że w przypadku klątw i uroków objawy pojawiają się niespodziewanie, bez większych powodów. Oczywiście nie jest to jedyne kryterium, aczkolwiek jeśli ktoś przychodzi i mówi, że w jego życiu wszystko układa się pomyślnie, a mimo to od jakiegoś czasu on czuje się fatalnie, jest ciągle przemęczony, a nawet miewa myśli samobójcze, należy rozważyć możliwość działania sił wyższych. Problemy psychiczne są zawsze albo wynikiem tego, co dzieje się w naszym życiu, albo są chorobą, której objawy musiały być widoczne już wcześniej. Lęki i złe samopoczucie nie mające związku ani z naszym zdrowiem, ani z tym, co się dzieje w naszym życiu, najprawdopodobniej wynikają z czyjegoś magicznego oddziaływania. Kolejnymi cechami klątw i uroków jest to, iż zwykłe leczenie oraz psychoterapia nie pomagają. W przypadku normalnych zaburzeń istnieje wysokie prawdopodobieństwo wyzdrowienia po zastosowaniu wyżej wymienionych metod. Współcześni lekarze doskonale potrafią pomóc w różnych zaburzeniach psychicznych, jednak nie wierzą w klątwy i nie uwzględniają takiej możliwości w swoich ocenach zdrowia pacjenta. Jednak, gdy próbują coraz kolejnych metod, które również okazują się bezskuteczne, mogą pogorszyć tylko stan danej osoby. Wtedy trzeba uwzględnić opcję, że winny jest rzucony urok i psychiatrę zamienić na wyspecjalizowaną wróżkę. Jednak tutaj również każdy przypadek należy badać indywidualnie. Czasem wcale nie mamy do czynienia z urokiem, a pacjent jest po prostu odporny na dany rodzaj leku czy psychoterapię. Nie można jednak zamykać umysłu na którąś z metod. Nad działaniem sił trzecich należy pomyśleć również, gdy osobę dotkniętą zaburzeniami spotkało w niewielkim odstępie czasu wiele nieszczęść. Kiedy wydaje się, iż zbieg okoliczności w tak wielu przypadkach jest po prostu niemożliwy, oznaczać to może, że ktoś specjalnie to jednak po prostu miewamy gorsze dni i nie muszą one oznaczać od razu klątwy. Niektórzy ze stresowymi sytuacjami nie radzą sobie najlepiej i mają skłonności do popadania w depresję, to także nie musi oznaczać ataku na naszą osobę. Nie możemy też popadać w paranoję i w każdym widzieć potencjalnej czarownicy lub kogoś, kto chciałby rzucić na nas klątwę. Najczęściej z urokami miałam do czynienia wśród pacjentów uskarżających się na problemy uczuciowe. Ludzie Ci mieli wspólną cechę – twierdzili, że odczuwają pustkę emocjonalną w stosunku do osób odmiennej płci, nie są w stanie nikogo obdarzyć uczuciem, a jednocześnie bardzo chcieliby się z kimś związać. Po wnikliwej analizie często wychodziło, że są pod wpływem magii miłosnej. Jeśli i Ty masz takie problemy, warto zastanowić się czy także nie padłaś/eś ofiarą uroku. Urok miłosny można zdjąć, oczywiście jeśli jest się kompetentną osobą. Samemu lepiej nie próbować czarów, bo można sytuację pogorszyć. Kiedy urok będzie zdjęty, nasza sytuacja wróci do normy. Nie wpadajmy więc w panikę, tylko jak najbardziej skrupulatnie przeanalizujmy nasze życie, przemyślmy kto mógł mieć do nas żal lub być na nas zły. Odkrycie tego to najważniejszy krok zarówno w powstrzymaniu utrudniającego nasze życie zaklęcia, jak i w poprawie relacji z mającą do nas żal osobą. Sporo mówi się na temat rzucania klątw na inne osoby. Każdy z nas jest w stanie sprawić, że na kogoś przejdzie zły urok. Tym samym nikt z nas nie może być pewien, czy nie zostanie on na niego rzucony. Objawy bycia zaklętym mogą być przeróżne - z pewnością jednak osoba, która została dotknięta klątwą, nie będzie sobą.
Sąsiad, konkurent, a nawet wkurzony dzieciak. Wszyscy mogą rzucić urok. Więcej artykułów Magia Magiczne zioła: użyj ich w leczeniu, kuchni i rytuałach! Magia ziół wspomagać Cię będzie przez cały rok. Wysiej rośliny już teraz - w doniczkach lub ogródku. Na wyciągnięcie ręki będziesz mieć magiczne zioła, które leczą, pomagają w rytuałach i... znakomicie uzupełniają smak potraw. Poznaj sekrety magii ziół i zobacz, do czego możesz ich użyć. Czytaj dalej >> Magia Dobra rada i afirmacja na zaćmienie Księżyca w Skorpionie. Zrób wszystko na opak! Zaćmienie Księżyca w Skorpionie daje niezwykłą moc. Gdy Księżyc się chowa, masz szansę schować się przed tym, co Cię męczy i co przeszkadza w życiu. 16 maja zrób wszystko na opak i wzmocnij się afirmacją. Oto co musisz zrobić. Czytaj dalej >> Magia Mapa marzeń 2022 - zrób ją 1 kwietnia, w nów Księżyca w Baranie! W pierwszy wiosenny nów Księżyca przygotuj swoją Mapę Marzeń! Już 1 kwietnia nów w Baranie daje energię, by zacząć wszystko od nowa, wyznaczyć życiowe cele i marzenia do spełnienia. Do tego rytuału potrzebujesz tylko kartki papieru, pisaków i gazetowych wycinków. Zaplanuj swoje marzenia! Czytaj dalej >>
Rzucony urok objawy. Objawy rzuconego uroku mogą się różnić w zależności od kultury i wierzenia, ale niektóre powszechne objawy to: Niepowodzenie – osoba dotknięta urokiem może doświadczać trudności w osiąganiu sukcesów w różnych dziedzinach życia, takich jak praca, miłość czy zdrowie.
Dawniej rzucały go wiedźmy i cyganki. Dziś może go przekazać niemal każdy kto posiada złe intencję lub złą energię. Zły urok. To właśnie on może być przyczyną wielu niepokojących zachowań u naszego dziecka. Początkowo objawy mogą być niewinne i często młodzi rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, że coś nęka ich dziecko. Wierzyły w to nasze babcie i prababcie. Przyczyn nawet nieświadomego rzucenia uroku na niemowlę może być wiele. Może być to niechęć do dziecka gdy ktoś zirytuje się jego płaczem albo niespełnione rodzicielstwo. Urok można rzucić na dziecko nawet poprzez nadmierne wychwalanie jego niemowlęcej urody. Gdy na dziecko zostanie rzucona klątwa pierwszym zauważalnym objawem będzie wyczuwalny niepokój dziecka idące często w parze z dużym pobudzeniem. Następnie pojawi się niewyjaśniony płacz oraz problemy ze spokojnym snem. W kolejnych stadiach będzie tylko coraz gorzej pojawi się między innymi: brak apetytu, brak skupienia, kolki, częste biegunki oraz wymioty. Wszystko to może doprowadzić do rozwoju u dziecka ciężkich chorób. Jeśli nie jesteśmy pewni czy to objawy chorobowe, czy też wynik rzuconego na dziecko uroku należy wybrać się do lekarza. Jeśli on nie znajdzie medycznego wytłumaczenia dolegliwości naszego niemowlaka warto zastosować metody dawniej stosowane przez nasze prababcie. Metody zdejmowania uroku z dziecka Metod na zdjęcie uroku rzuconego na dziecko jest bardzo dużo. Są one w dużej mierze uzależnione od regionu i obyczajów w nim panujących. Do najbardziej znanych sposobów odczyniania klątw należą między innymi: 1. Okruszki chleba: Jeśli nasze dziecko ma problemy ze snem i płacze bez powodu należy spróbować metody polegającej na przemyciu czoła dziecka okruszkami z chleba. Matka w dniu przemywania powinna mieś na sobie spódnicę. Najpierw trzeba przemyć czoło pociechy wodą z okruszkami chleba, a następnie wytrzeć je lewą stroną matczynej spódnicy. 2. Rodzicielska ślina: Jeśli nasze dziecko ma różne humory jest na to sposób. Należy nałożyć na palec odrobinę śliny i przemywać nią oczy dziecka. Po przemyciu oczek należy splunąć w cztery strony świata. Takie zdejmowanie uroku może wykonać zarówno matka, jak i ojciec dziecka. 3. Rozpuszczony wosk: Lanie rozpuszczonego wosku nad głową maluszka w celu zdjęcia strachu z dziecka. Do tej metody są potrzebne co najmniej dwie osoby. Jedna z nich trzyma nad głową pociechy miskę z wodą święconą. Natomiast druga powoli wlewa do miski gorący wosk. Przy tej metodzie należy zachować ostrożność aby nie wylać rozgrzanego wosku na niemowlę. Wosk w misce ułoży się w kształt tego co przeraża nasze dziecko. 4. Przelewanie jajka nad głową maluszka: Jest to metoda oczyszczania dziecka ze złych uroków. Potrzebne są do niej dwie szklanki oraz jako. Do jednej ze szklanek wlewamy białko z jajka, zaś drugą napełniamy do połowy wodą. Następnie nieśpiesznymi ruchami przelewamy białko z jednej szklanki do drugiej. Gdy białko znajdzie się w wodzie przyjmie kształt tego co straszy dziecko. Następnie szklankę z jajkiem należy postawić na wysokości głowy dziecka pod łóżkiem na całą noc. Bardzo ważne jest wylanie zawartości szklani przed wschodem słońca. Jeśli tego nie zrobimy klątwa nie zostanie zdjęta. Istnieje jeszcze wiele metod mających za zadanie odpędzenie od naszego maluszka złych sił i uroków. Najlepiej zapytać o nie starsze osoby z naszego otaczania. One na pewno dobrze nam w tej kwestii podpowiedzą. Jak ustrzec swoje dziecko przed urokami? Jedną z metod zabezpieczenia naszego dziecka przed nieświadomym rzuceniem na niego uroku jest czerwona kokarda. Kokardę należy przymocować do wózka dziecka. dzięki temu gdy inni będą zachwycać się dzieckiem nie rzucą na niego uroku. Czerwona kokarda odbija taki urok. Czerwień jest jednym z kolorów często stosowanych w ezoteryce, a jej zadaniem jest zabezpieczanie. Niektóre starodawne przestrogi głoszą, że nie należy pokazywać nieochrzczonemu dziecku jego odbicia w lusterku, gdyż może przyciągnąć złą energię. Co więcej nieochrzczone dziecko jest bardziej podatne na rzucane klątwy. Niezależnie czy się wierzy w tego typu przesądy, czy też nie. Zdrowie dziecka jest najważniejsze jeśli coś może je uchronić to niema, w tym nic złego.
Objawy bycia ofiarą uroku. Objawy rzuconego uroku mogą być różne, ale zwykle opierają się na ludowych przekonaniach i zbiegach okoliczności. Oto kilka często wspominanych objawów w kontekście uroków: Nagły, nieuzasadniony spadek zdrowia, który nie odpowiada na leczenie konwencjonalne. Czym jest urok? W jaki sposób można go rzucić albo zdjąć? Takie pytania pojawiają się w tej materii najczęściej. Najprostsza definicja podaje: siła magiczna mogąca komuś lub czemuś szkodzić. Wiara w moc uroków jest niezależna od czasów, kręgu kulturowego, czy tego, w jaki system religijny ludzie wierzyli. Tak samo o zauroczenie dziecka bała się matka z Afryki, Ameryki Północnej, Południowej, Europy, Oceanii czy któregokolwiek zakątka globu. Dlaczego tak bardzo bano się uroku rzucanego na dziecko, że w wielu społecznościach w pierwszym miesiącu nie dopuszczano do noworodka (i jego mamy) nikogo obcego? Obecnie uważa się (a przodkowie nasi pewnie jakoś szóstym zmysłem to wyczuwali),że aura energetyczna niemowlęcia jest słaba, przepuszczalna i bezbronna, tak jak i jej maleńki posiadacz. Dlatego też atak energetyczny w formie uroku jest łatwiejszy do przeprowadzenia i bardziej dokuczliwy dla małego człowieczka. Najczęściej o rzucanie uroku posądzano lokalne starsze, samotne kobiety, znachorki, zaklinaczki, wiedźmy. Słowem – kogoś żyjącego na obrzeżach lub wręcz poza lokalną społecznością (dosłownie i w przenośni). Jeśli takowych w otoczeniu nie było, lub pojawiały się rzadko, podejrzenie mogło paść na zazdrosną sąsiadkę. Zauroczyć można było dziecko w kołysce, inwentarz w stodole, krowy, co by mleka nie dawały lub z tajemniczej choroby nagle pozdychały, można było z zazdrości przekląć ziemię, co by nie dawała czasach i miejscach, gdzie człowiek w dużej mierze zależał od tego, co zrodzi ziemia i zwierzęta, które miał pod opieką, kwestia oskarżenia o rzucanie uroków była traktowana bardzo poważnie. Oskarżenie o działanie na czyjąś szkodę mogło być sprawą na wagę życia lub śmierci znachorki czy zamawiającej – nie raz i nie dwa kobiety oskarżane o takie praktyki kończyły na stosie jako czarownice. Tak jak było zasygnalizowane, czary i uroki były zagadnieniami jak najbardziej niezależnymi i międzynarodowymi. Nie imał się ich ani czas, ani przestrzeń, a bali się ich wszyscy, nieważne, bogaci, czy biedni. Choć biedni często mogli jedynie złorzeczyć, że taki, a nie inny los ich spotkał. Jak się okazuje, na Kresach takie zwykłe przypadki zaczarowania kogoś dzieliły się jeszcze na uroki – rzucone niechcący, mimochodem, i tzw. próby, czyli zły czar zafundowany komuś z premedytacją. Aby sprawdzić, czy ktoś uskarżający się na gorsze samopoczucie i/lub ciągłego pecha rzeczywiście mógł zostać „poczęstowany” złą energią, należało odprawić mały rytuał, polegający na wrzuceniu świeżo zgaszonej zapałki do szklanki z wodą, odliczając w ten sposób dziesięć zapałek. Jeśli utrzymały się na wodzie, znaczyło to, że osoba nie jest pod wpływem uroku. Trzeba przyznać, że uroki dorosłe dotyczą zwykle szczęścia (lub jego braku) w miłości, interesach, i kwestiach finansowych. W tych też sprawach ludzie szczególnie zainteresowani są skłonni przynaglić nieco los, by im sprzyjał. Co do skuteczności – większość z internetowych specjalistów od uroków zajmuje się tez innymi technikami wróżebnymi, np. tarotem, regularnie wróży, jakoś udziela się medialnie. Zamówiony rytuał miłosny daje cień szansy na odzyskanie ukochanej osoby. Zazwyczaj prowadzą oni również coś w rodzaju księgi podziękowań od zadowolonych klientów. To ma przekonać zainteresowanych, że warto wziąć udział w takim magicznym rytuale. Dorośli proszą o powodzenie w życiu towarzyskim, miłosnym, w biznesie. A są jeszcze małe, szeptuńskie zaklęcia dotyczące naszych milusińskich, czyli niemowląt i dzieci. U nich zdejmowanie uroku związane będzie zapewne z ustąpieniem nocnych napadów płaczu, bólu brzuszka, kolki, bolesnego ząbkowania, stanów podgorączkowych i innych „wredotek”, uprzykrzających życie bobasom i ich najbliższym. Oczywiście, mogą przytrafić się i złe życzenia, niosące ze sobą chorobę dziecka, wtedy pomocna będzie konwencjonalna i niekonwencjonalna medycyna. Do popularnych kresowych metod na uroki i poroby rzucone na dziecko należały: lanie wosku u szeptunki albo modlitwa w cerkwi. Znana też była praktyka obmycia niemowlaka w wodzie nabranej w 3 różnych miejscach (rzeka, jezioro, staw) i odmówienie modlitwy do pogańskiego, słowiańskiego boga Dażboga. Po kąpieli dziecko należało osuszyć, a wodę wylać na podwórzu przez lewe ramię. Na złośliwie rzucony urok pomagać miało także noszenie na prawej ręce czegoś jasnego i jaskrawego (miało „odwracać uwagę” od serca), czy wkładanie pod koszulę lusterka (aby odbijało złe spojrzenie, zanim serca dosięgnie). Wreszcie – odczynianie uroku przez noszenie na przegubie czerwonej nitki. Przyjęło się wierzenie, że taka bransoletka w kolorze krwi (a więc i życia) skutecznie chroni przed urokiem i tzw. złym okiem. Na zachodzie taka ozdoba jest kojarzona z sympatyzowaniem z centrami kabały. Ale i w małych społecznościach uchował się zwyczaj zawiązywania niemowlęciu czerwonej nitki na rączce, co by chroniła je przed złymi energiami. Oto historia z życia wzięta: „(…) Ciągle chodziłam jak zakręcona, bolała mnie głowa, brzuch i nudności. Do tego doszły takie chwiejne sprawy emocjonalne. Lekarz stwierdził że to rozdrażnienie i dał jakieś placebo. Bóle nie przechodziły. wróciłam do domu. Jak się okazało identyczne objawy miał również mój brat! Od słowa do słowa, przypomnieliśmy sobie jak pół roku wcześniej jakaś cyganka darła się na nas na Jasnej Górze. Opowiedzieliśmy o tej historii kuzynowi radiestecie. Ten nas sprawdził i powiedział, że w okół Nas jest jakaś zła energia, lecz On nie potrafi tego usunąć i dał namiary na tego Jana. Jako, że go znał umówieni byliśmy już po 3 tygodniach. Od tamtego czasu i zdjęciu klątwy, jesteśmy cali i zdrowi. Nawet jego słowa, że będę miała troje dzieci w tym pierwsze dziewczynki na przestrzeni pięciu lat się sprawdziło.” Co profesjonalnej ochrony przed czyjąś złą wolą, osoby szczególnie zainteresowane z pewnością znajdą taką metodę, dzięki której poczują się bezpieczniej i swobodniej. Być może ktoś może chcieć na odległość zepsuć nam plany lub samopoczucie, ale dobrze wiedzieć, że w razie czego nie zostaniemy z tym sami Są tacy, co umieją nas przed tym ochronić.

Biegunka jest objawem reakcji organizmu na wirusy, baterie albo inne czynniki, które działają negatywnie na układ trawienny. Częstsze wypróżnienia pomagają szybciej oczyścić organizm z toksyn i wspomagają powrót do zdrowia. Nie należy zatem hamować tego odruchu, choć jest to trudne – małe dzieci najczęściej boją się

Zgodnie ze swoją misją, Redakcja dokłada wszelkich starań, aby dostarczać rzetelne treści medyczne poparte najnowszą wiedzą naukową. Dodatkowe oznaczenie "Sprawdzona treść" wskazuje, że dany artykuł został zweryfikowany przez lekarza lub bezpośrednio przez niego napisany. Taka dwustopniowa weryfikacja: dziennikarz medyczny i lekarz pozwala nam na dostarczanie treści najwyższej jakości oraz zgodnych z aktualną wiedzą medyczną. Nasze zaangażowanie w tym zakresie zostało docenione przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia, które nadało Redakcji honorowy tytuł Wielkiego Edukatora. Sprawdzona treść data publikacji: 23:34, data aktualizacji: 08:49 Konsultacja merytoryczna: Lek. Paweł Żmuda-Trzebiatowski ten tekst przeczytasz w 3 minuty Wstrząśnienie mózgu, nieprawidłowo nazywane wstrząsem mózgu to krótkotrwałe zaburzenie czynności mózgu wywołane urazem mechanicznym głowy. Nierzadko zdarza się, że dzieci ulegają wypadkom podczas zabaw, zatem narażone są one w szczególnym stopniu na wstrząs mózgu. Jakie są objawy wstrząsu mózgu u dzieci? Jak wygląda leczenie i jakie mogą wystąpić powikłania po wstrząsie mózgu u dzieci? Rocketclips, Inc. / Shutterstock Potrzebujesz porady? Umów e-wizytę 459 lekarzy teraz online Objawy wstrząśnienia mózgu u dzieci Leczenie wstrząśnienia mózgu u dzieci Powikłania, które mogą wystąpić po wstrząśnieniu mózgu u dziecka Objawy wstrząśnienia mózgu u dzieci Nie każdy uraz głowy musi oznaczać wstrząśnienie mózgu u dzieci. Bardzo ważne jest obserwowanie, co dzieje się z dzieckiem po upadku czy uderzeniu się w głowę. Wstrząśnienie mózgu u dzieci nie powoduje zmian w mózgu w trakcie badania obrazowego, ale wcześniejsze jego wykrycie może zapobiec wystąpieniu powikłaniom. Istotną rzeczą jest obserwowanie dziecka, ponieważ objawy wstrząśnienia mózgu u dziecka mogą pojawić się nawet po 3 dniach od urazu. Jednym z charakterystycznych objawów wstrząśnienia mózgu u dzieci jest utrata przytomności, która występuje w niewielu przypadkach i zawsze wymaga hospitalizacji. Kolejnymi objawami występującymi przy wstrząśnieniu mózgu są nudności i wymioty oraz nawracające bóle głowy, ospałość, zaburzenie pamięci, trudności z utrzymaniem równowagi i koordynacją ruchową, problemy z mową, dezorientacja oraz nadmierna wrażliwość na dźwięk i światło. Pamiętaj, że jeśli twoje dziecko uległo ostatnio jakiemuś urazowi głowy i zauważysz jakiekolwiek zmiany w zachowaniu swojego dziecka i wystąpienie objawów wymienionych powyżej zgłoś się z nim jak najszybciej do lekarza. Leczenie wstrząśnienia mózgu u dzieci Rozpoznane wstrząśnienie mózgu u dzieci wymaga leczenia szpitalnego w pierwszej jego fazie. Dziecko poddane jest badaniom neurologicznym w celu wykluczenia nieprawidłowości w mózgu, które mogłyby wykluczyć wstrząśnienie mózgu. W trakcie leczenia podawane są leki, które mają wpłynąć na zmniejszenie przykrych objawów charakterystycznych dla wstrząsu mózgu u dzieci. Głównym zaleceniem lekarza będzie odpoczynek od wysiłku fizycznego i umysłowego. Dziecko ze wstrząsem mózgu ograniczyć musi oglądanie telewizji, korzystania z komputera czy telefonu komórkowego, ale również czytania i pisania. W początkowej fazie leczenia dziecko powinno leżeć a kolejne czynności takie jak siadanie, wstawanie powinny być wprowadzane powoli, aby nie wywoływać zmęczenia i nawrotu objawów. W drugim etapie leczenia wstrząśnienia mózgu u dziecka, leczenie może odbywać się w domu, a powrót do szkoły wiązać się będzie ze zwolnieniem z zajęć wychowania fizycznego. Mimo ustąpienia objawów wstrząśnienia mózgu pamiętać należy o badaniach kontrolnych w poradni neurologicznej, aby wykluczyć powikłania po przebytym wstrząśnieniu mózgu u dziecka. Powikłania, które mogą wystąpić po wstrząśnieniu mózgu u dziecka Wstrząśnienie mózgu u dzieci często bywa bezobjawowy, a zaniedbany może doprowadzić do powikłań. Powikłania po wstrząśnieniu mózgu u dzieci mogą mieć charakter krótkofalowy lub długofalowy. W przypadku pierwszej grupy u dziecka mogą pojawiać się silne bóle głowy, trudności z koncentracją, wahanie nastroju. Druga grupa powikłań po wstrząśnieniu mózgu u dzieci wiąże się z wystąpieniem zaburzeń psychicznych, problemów neurologicznych oraz długotrwałą utratą pamięci. Pamiętaj nie lekceważ żadnych niepokojących symptomów u twojego dziecka, jeśli doznało urazu głowy, pozwoli ci to uniknąć zespołu powstrząśnieniowego u twojego malucha. Treści z serwisu mają na celu polepszenie, a nie zastąpienie, kontaktu pomiędzy Użytkownikiem Serwisu a jego lekarzem. Serwis ma z założenia charakter wyłącznie informacyjno-edukacyjny. Przed zastosowaniem się do porad z zakresu wiedzy specjalistycznej, w szczególności medycznych, zawartych w naszym Serwisie należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem. Administrator nie ponosi żadnych konsekwencji wynikających z wykorzystania informacji zawartych w Serwisie. wstrząs Wstrząs mózgu dziecko choroby dzieci neurologia Po użądleniu dziecko blednie, puchnie? Natychmiast wzywaj pogotowie Latem dzieci biegają na bosaka po trawie, wskazują do wody, która przyciąga owady. Nietrudno o użądlenie. Dopóki to się nie stanie, rodzice nie wiedzą, czy ich... Klaudia Torchała Zespół wstrząsu toksycznego. "Zaczęłam miesiączkować, a opowieści o koszmarnej bakterii były wszędzie" "Mam tyle lat, że pamiętam panikę dotyczącą zespołu wstrząsu toksycznego (TSS, toxic shock syndrome) na przełomie lat 1979 i 1980. Właśnie zaczęłam miesiączkować,... Wydawnictwo Marginesy Wstrząs po ukąszeniu owada. To musisz wiedzieć Użądlenie czy ukąszenie przez owada nigdy nie jest przyjemne. Czasem też może się skończyć tragicznie. Przykładów jest sporo. Rok temu aktor Jerzy Janeczek, znany... Agnieszka Mazur-Puchała Wstrząs anafilaktyczny - jak rozpoznać i jak postępować? Uogólniony rumień, świąd skóry, pokrzywka, obrzęk? To często pierwsze objawy anafilaksji, nagłej i ciężkiej reakcji nadwrażliwości alergicznej lub niealergicznej,... Czym jest wstrząs septyczny? Dlaczego obumierający płód mógł go spowodować? [WYJAŚNIAMY] "Pacjentka 22. tydzień ciąży, bezwodzie. Lekarze czekali na obumarcie płodu. Płód obumarł, pacjentka zmarła. Wstrząs septyczny" – napisała w mediach... Agnieszka Mazur-Puchała Czy osoby, które przeszły wstrząs anafilaktyczny, mogą się szczepić przeciwko COVID-19? Niepożądany odczyn poszczepienny to występujące w określonym czasie po iniekcji pogorszenie stanu zdrowia. W większości przypadków ma charakter łagodny. W... Medexpress Wstrząs anafilaktyczny - czynniki, które mogą go spowodować. Objawy wstrząsu anafilaktycznego Wstrząs anafilaktyczny jest stanem bezpośredniego zagrożenia życia, który nieleczony prowadzi do śmierci. Wśród głównych przyczyn choroby wymienia się uczulenie... Paulina Jurek Dramat Lauren Wasser: zespół wstrząsu toksycznego, gangrena, amputacja nóg. Zaczęło się od... tamponu Przypadek Lauren Wasser powinien być przestrogą dla wszystkich młodych kobiet, które podczas okresu stosują tampony. Popularna amerykańska modelka właśnie za... Monika Zieleniewska Ile osób doznało wstrząsu anafilaktycznego po szczepieniu przeciw COVID-19? Są nowe informacje Przypadki ciężkiej reakcji alergicznej po podaniu szczepionki Pfizera wywołały wśród ludzi spory niepokój. Lekarze uspokajali, że nie ma powodów do paniki. Teraz... Monika Mikołajska Przypadki wstrząsu po podaniu szczepionki przeciw SARS-CoV-2. Naukowcy sprawdzają, który składnik wywołuje alergię CDC podaje, że spośród 500 tys. osób zaszczepionych do 18 grudnia sześć osób doznało wstrząsu anafilaktycznego lub ciężkiej reakcji alergicznej. Ujawniono też że... Monika Zieleniewska
.
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/129
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/179
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/628
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/931
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/770
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/925
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/22
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/384
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/27
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/244
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/431
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/310
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/524
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/969
  • 0tjpsbem7k.pages.dev/891
  • rzucony urok na dziecko objawy